122. Zoo City - Lauren Beukes

Polski tytuł: Zoo City
Oryginalny tytuł: Zoo City
Autorka: Lauren Beukes
Ilość stron: 379
Wydawnictwo: Rebis
Kategoria: urban fantasy
Wydanie polskie: 2012
Wydanie oryginalne: 2010
Cena z okładki: 35,90 zł
Ocena: 4/10


"Płyty tektoniczne tego, czym dawniej byliśmy, nieważne czym, uległy przesunięciu - nazwijcie to dryftem kontynentalnym. I uważajcie na powstały rów".

Lauren Beukes pracuje jako dziennikarka i scenarzystka telewizyjna w największym studiu animacji w RPA. Opublikowała opowiadania w kilkunastu antologiach i jest scenarzystką kilkunastu komiksów. Zoo City jest jej drugą powieścią, a obecnie pracuje nad The Shining Girls.

Zinzi December mieszka w Zoo City, gdzie jest zanimalizowana ze swoim leniwcem, którego zawsze dźwiga na plecach. Posiada również shavi, które objawia się u niej jako moc do odnajdywania zaginionych przedmiotów. Ludzie często zwracają się do Zinzi w poszukiwaniu zagubionych rzeczy, a jej nie są obce nawet najbardziej paskudne miejsca, w których może odnaleźć przedmiot zleceniodawcy. Nie utrzymuje się jednak tylko z tego, gdyż popełnia również przestępstwa internetowe, które przynoszą jej trochę pieniędzy. Jednak czasami shavi może okazać się niezbyt pięknym prezentem. Zinzi bowiem wykonuje zlecenie dla pewnej staruszki i gdy już wraca do niej ze zgubą, okazuje się, że jej klientka została bestialsko zamordowana. Zinzi jest skonsternowana i nie wierzy w to, co się stało, bo przecież jeszcze dzień wcześniej rozmawiała z tą staruszką i ustalała gdzie mogła się podziać jej zguba. W poszukiwaniu odpowiedzi na nurtujące ją pytania Zinzi wyruszy w drogę najeżoną prawdziwą magią, narkotykami, a nawet znajdzie się w wytwórni muzycznej.

"Golf to dżentelmeńska wersja polowania z pałkami na foki, tyle że nie taka zabawna".

Zoo City chciałam przeczytać już od momentu premiery tej książki. Sama nie wiem co mnie do niej przyciągało, ale miałam wrażenie, że to historia, która z pewnością mi się spodoba i będę mogła ją wysoko umieścić na swojej półce z ulubionymi lekturami. Tymczasem okazała się nie być tak cudowna, jak sobie ją wymarzyłam.

Jednym z niewielu plusów tej książki jest ukazanie charakterystycznych więzi między ludźmi a zwierzętami. Dane zwierzę oznacza popełniane przez ciebie złe uczynki. Wydaje mi się, że takie przedstawienie relacji między człowiekiem a zwierzęciem jest dosyć nietypowe i to powiew świeżości wśród książek, jednak ten wątek nie był zbyt dobrze dopracowany. Nasza Zinzi nosiła leniwca, jednak autorka w żaden sposób nie wyjaśniła nam tego dlaczego dokładnie ta osoba ma leniwca, a inna np. wiewiórkę, co mnie trochę wytrącało z równowagi, bo nie mogłam tego pojąć. Na początku wydawało mi się, że to zwierzęta same wybierały sobie właścicieli, ale jednak okazuje się, że to wcale nie tak - i w sumie już sami nie wiemy dlaczego dana osoba jest powiązana z tym zwierzęciem. Ja bardzo chętnie przeczytałabym jakie magiczne powiązania są między nimi, jednak nawet tego autorka nam nie przedstawiła.

Przyznam szczerze, że od pierwszych stron gubiłam się w tej książce. Autorka według mnie pisze tak chaotycznie i niezrozumiale, że kilkakrotnie musiałam się wrócić do początku rozdziału, żeby go dobrze zrozumieć, jednak nawet wtedy nie za bardzo mi to wychodziło. Ciągle dodawała jakieś anegdotki z życia Zinzi i nie mogłam zorientować się w tym, kiedy mówi o czasie teraźniejszym, a kiedy o przeszłości. Poza tym często dodawała wtrącenia, które w żaden sposób nie odnosiły się do fabuły i nie miały z nią żadnego związku, co tylko jeszcze bardziej mnie denerwowało. Po prostu nie mogłam się przyzwyczaić do tego w jaki sposób pisze Lauren Beukes i teraz już wiem, że raczej nie będę sięgać po jej kolejne powieści, gdyż po prostu nie mam ochoty denerwować się z powodu niezrozumiałej fabuły.

Niestety ta historia od samego początku mnie nużyła. Trochę się zaciekawiłam, gdy została zamordowana klientka Zinzi i miałam nadzieję na jeszcze więcej ciekawych wydarzeń, jednak w miarę jak upływały kartki nudziłam się jeszcze bardziej i ledwo dotarłam do końca tej książki. Chyba jednak takie historie nie są dla mnie, gdyż ja zwyczajnie nie mogę się w nich odnaleźć. Czytanie Zoo City nie było najmilsze, jednak też nie najgorsze, bo znam o wiele więcej gorszych książek. Wydaje mi się, że ta historia ma dobry potencjał, jednak autorka nie wyczerpała go do końca. Miała naprawdę dobry pomysł, jednak dosyć niefortunnie go opisała i wyszło, co wyszło. 

Natomiast muszę powiedzieć trochę o okładce, która bardzo, ale to naprawdę bardzo, mi się spodobała. Może na pierwszy rzut oka wydaje się banalna i kryje się w tłumie innych kolorowych i świecących okładek, jednak jeśli się bliżej przyjrzymy to zobaczymy, że każda litera Zoo City składa się z przeróżnych elementów. Na przykład z leniwca, skrzydła, twarzy, szczura bądź samochodów. Dodatkowo na odwrocie książki znajduje się dużych rozmiarów ptak, który jest wręcz idealnie ułożony z przeróżnych fragmentów, a niekwestionowanym mistrzostwem jest przedstawienie jego dzioba jako dwa wielkie wieżowce. Za każdym razem, gdy patrzę na okładkę tej książki to odnajduję w tych literach coraz to nowe elementy, które mnie zaskakują.

Zoo City może nie jest genialną lekturą, ale jeśli ktoś lubi książki z gatunku urban fantasy to czytanie tej historii powinno mu sprawić dużą przyjemność. Ja niestety nie mogłam się wczuć w tę lekturę, a jeśli nie czuję jakiejś więzi z książką to po prostu mi się ona nie podoba. Wydaje mi się, że gdyby autorka postanowiła ją jeszcze trochę dopracować to wyszłoby z tego coś naprawdę dobrego, ale jak na razie - dla mnie jest to zwykła lektura jakich wiele na rynku wydawniczym, chociaż naprawdę ciekawie pokazuje relacje między człowiekiem a zwierzęciem. Ja ze swojej strony jej ani nie polecam, ani nie odradzam, bo wydaje mi się, że książka może przypaść do gustu osobom, które lubią czytać urban fantasy. Jak dla mnie jest to koniec z przygodami tej autorki i po jej książki już raczej nie sięgnę.

" - Żgubiłasz buty? - bełkocze żałobnym tonem.
- Bywa - odpowiadam. Nie warto tłumaczyć.
- Pewnie ukradli. Tu szami żlodzieje.
- Chyba jesteś pijany. Mam cię położyć do łóżka?
- Do twojego łószka.
- Naprawdę koniecznie chcesz, żeby rano obudziło cię słońca odbijające się od wieży Ponte?
- Trzeba ją żburzycz.
- Albo założyć zasłony. (...)
- Twoje sztopy szą zimne jak lód - skarży się.
- Przynajmniej nikt ich nie ukradł".


Za możliwość poznania Zoo City dziękuję księgarni Dobre Książki


7 komentarze:

  1. Hm, muszę chyba częściej przeglądać zapowiedzi na stronach wydawnictw, bo widzę tę książkę pierwszy raz. ;D Raczej nie sięgnę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Książkę bodajże widziałam ostatnio w empiku, ale jakoś nie raczyłam "zaszczycić" jej jakimś zainteresowaniem, co pewnie wyszło na dobre mi wyszło.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie czułam jakiegoś specjalnego "przyciągania" do tej książki i tak pozostało... Chociaż cytat na końcu jest niezły :D

    in-corner-with-book.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Polska okładka jest jedną z bardziej kreatywnych :). Wydawało mi się, że Zoo City mocno inspirowane jest Gaimanem, ale skoro pojawił się nowy Gaiman, wolę przeczytać jego.

    OdpowiedzUsuń
  5. Całe szczęście, że przeczytałam Twoją recenzję... Też chciałam przeczytać tę książkę. Teraz już nie jestem taka pewna.

    OdpowiedzUsuń
  6. Fajna okładka, przyciągający tytuł... cóż, szkoda.

    OdpowiedzUsuń
  7. Aż tak słabo? No cóż. To nawet nie będę się zabierała za nią.

    Pozdrawiam,
    Gosiek
    http://blask-ksiazek.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

 

Blog Archive