Oryginalny tytuł: Paper Towns
Autor: John Green
Ilość stron: 397
Wydanictwo: Bukowy Las
Kategoria: literatura obyczajowa
Wydanie polskie: 5 czerwca 2013
Wydanie oryginalne: 2008
Cena z okładki: 39,90 zł
Ocena: 8/10
„Margo zawsze kochała tajemnice. (...) Nigdy nie opuszczała mnie myśl, że być może kochała je tak bardzo, że sama stała się tajemnicą”.
John Green jest pisarzem, autorem bestsellerów z listy „New York Timesa”. Debiutował znakomitą powieścią Szukając Alaski, opublikował następnie kilka powieści, z których ostatnia, Gwiazd naszych wina przyniosła mu ogromną popularność i splendor. Otrzymał wiele nagród literackich, m.in.: Printz Medal, Printz Honor i Edgar Award. Mieszka z żoną i synem w Indianapolis. Wraz z bratem Hankiem prowadzi Vlogbrothers, jeden z najpopularniejszych projektów wideo w sieci.
Quentin Jacobsen, dla przyjaciół Q, jest w ostatniej klasie szkoły średniej. Już niedługo rozstanie się z całą swoją klasą i wkroczy w dorosłe życie, jednak zanim szkoła zakończy się na dobre, okaże się, że ostatnia klasa może być naprawdę zaskakująca. Q od dawna kocha się w Margo Roth Spiegelman - ale któż mógłby jej nie kochać? To najbardziej popularna dziewczyna w szkole, otoczona wianuszkiem przyjaciółek i adoratorów, więc niepozorny Quentin nie może dla niej zbyt wiele znaczyć. Pomimo tego, że znają się od przedszkola. Pomimo tego, że są sąsiadami i często rozmawiali ze sobą przez okno. Pomimo tego, że osiem lat temu połączyło ich, i jednocześnie oddaliło od siebie, wydarzenie, które zatarło się głęboko w ich pamięci.
Nie spodziewa się tego, że Margo może chcieć z nim rozmawiać, chociaż naprawdę bardzo by tego chciał - przecież nie są dla siebie obcymi ludźmi. Dalej więc wiedzie swoje monotonne życie, które nie przeszkadza mu, bo od zawsze lubił rutynę, jednak nagle tę nudę przerywa obiekt jego westchnień. Oto Margo zjawia się późnym wieczorem przy jego oknie ubrana w strój nindży i wciąga go w swoją intrygę, która dużo namiesza w życiu Quentina, a potem nagle znika... Dla niej to coś normalnego, bo kilkanaście razy wymykała się z domu, jednak tym razem Q ma przeczucie, że to nie jest kilkudniowy wypad za miasto. Obawia się, że Margo mogła chcieć uciec i wierzy w to, że to on musi ją odnaleźć.
Quentin Jacobsen, dla przyjaciół Q, jest w ostatniej klasie szkoły średniej. Już niedługo rozstanie się z całą swoją klasą i wkroczy w dorosłe życie, jednak zanim szkoła zakończy się na dobre, okaże się, że ostatnia klasa może być naprawdę zaskakująca. Q od dawna kocha się w Margo Roth Spiegelman - ale któż mógłby jej nie kochać? To najbardziej popularna dziewczyna w szkole, otoczona wianuszkiem przyjaciółek i adoratorów, więc niepozorny Quentin nie może dla niej zbyt wiele znaczyć. Pomimo tego, że znają się od przedszkola. Pomimo tego, że są sąsiadami i często rozmawiali ze sobą przez okno. Pomimo tego, że osiem lat temu połączyło ich, i jednocześnie oddaliło od siebie, wydarzenie, które zatarło się głęboko w ich pamięci.
Nie spodziewa się tego, że Margo może chcieć z nim rozmawiać, chociaż naprawdę bardzo by tego chciał - przecież nie są dla siebie obcymi ludźmi. Dalej więc wiedzie swoje monotonne życie, które nie przeszkadza mu, bo od zawsze lubił rutynę, jednak nagle tę nudę przerywa obiekt jego westchnień. Oto Margo zjawia się późnym wieczorem przy jego oknie ubrana w strój nindży i wciąga go w swoją intrygę, która dużo namiesza w życiu Quentina, a potem nagle znika... Dla niej to coś normalnego, bo kilkanaście razy wymykała się z domu, jednak tym razem Q ma przeczucie, że to nie jest kilkudniowy wypad za miasto. Obawia się, że Margo mogła chcieć uciec i wierzy w to, że to on musi ją odnaleźć.
„Może popękały w nim już wszystkie struny”.
John Green niedawno podbił rynek wydawniczy swoją najnowszą książką pt. Gwiazd naszych wina, która w zaskakującym tempie podbiła serca czytelników na całym świecie. Ja również zakochałam się w historii Hazel i Augustusa, więc po tak dobrym początku znajomości z twórczością tego autora, nie mogłam przepuścić okazji do przeczytania jego książki Papierowe miasta, która niedawno miała swoją premierę w Polsce. Czy mi się podobało? No proszę Was, przecież to jest John Green, a jego nazwisko to synonim dobrego pióra i genialnych książek.
Na początku zaznaczę, że nie mam zamiaru porównywać Papierowych miast do Gwiazd naszych wina ze względu na to, że nie jest dobrze oceniać jedną książkę przez pryzmat drugiej - tak samo nie można oceniać autora na podstawie przeczytania tylko jego jednej powieści. Te dwie książki diametralnie się od siebie różnią i każda z nich jest niesamowita na swój odmienny sposób, więc jeśli myślicie, że Papierowe miasta to drugie Gwiazd naszych wina to bardzo się mylicie. Historie ukazane w tych książkach są całkowicie inne i nie można ich ze sobą porównywać.
W Papierowych miastach jest kilka niedociągnięć, które mi się nie spodobały, jednak jest ich na tyle mało, że pozytywne aspekty tej lektury przeważają. Zacznijmy od tego, że John Green pisze o sprawach nastolatków z wielką łatwością, tak jakby cały czas nosił w głowie wspomnienie siebie sprzed tych kilkunastu lat, gdy sam kończył szkołę średnią. Poza tym jego pióro cechuje się tym, iż pisze swobodnie o wszystkich tych rzeczach, które chciałby przekazać czytelnikowi. Prawie jakby siedział koło nas i opowiadał historię, która powstała w jego głowie. Można poczuć niemal namacalną więź z autorem, gdyż on poprzez swoje książki mówi o nas i do nas - zwraca się do każdego z osobna, a nie do ogółu ludzi. Łatwo przychodzi mu pisanie o sprawach prostych i trudnych również, a przez swoje książki próbuje wprowadzić młodzież w świat dorosłości i pokazać im jakie życie może się czasami okazać. Jego postaci mają takie same problemy jak my przez co wydają się nam jeszcze bardziej bliższe.
„To była słaba struna, fakt, ale jedyna, jaka mi pozostała, a każda papierowa dziewczynka potrzebuje choć jednej struny, nieprawdaż?”
Quentin jest według mnie naprawdę świetnie przemyślaną postacią. Nie jest przebojowy i wyidealizowany, ale też nie zachowuje się jak typowy „szaraczek” - John Green znalazł złoty środek między tymi cechami i stworzył bohatera, który świetnie wpasowuje się w realne życie. Wie kiedy ma zasznurować usta, a kiedy stanąć w obronie innych i walczyć o tę osobę, którą naprawdę kocha. Natomiast Margo na pozór jest wręcz idealną dziewczyną, jednak im bliżej ją poznajemy, tym bardziej przekonujemy się, że wcale nie jest taka cudowna jak sobie ją wyobrażaliśmy, ale po prostu jest zwykłą dziewczyną, która często się boi i snuje niestworzone wizje. Oprócz dwójki głównych bohaterów również postaci drugoplanowe są dobrze przedstawione. Relacje Quentina z Benem i Radarem są kwintesencją dobrej przyjaźni oraz idealnym dopełnieniem tej książki, a to właśnie ci chłopcy dostarczają nam najwięcej zabawy i dobrego humoru. Powiem szczerze, że takiego kreowania postaci jak John Green, powinno zazdrościć wielu pisarzy i brać z niego przykład. Bohaterowie są realni i niewyidealizowani - zdaje się, że siedzą koło nas i razem z nami przyglądają się swoim poczynaniom na kartkach tej książki.
Prawdziwy talent Johna Greena przejawia się w tym, że potrafi przyciągnąć do siebie czytelnika i zaserwować mu tak dobrą lekturę, że aż nie chce się przestać jej czytać. Ja nie mogłam odłożyć na bok Papierowych miast i cały czas powtarzałam sobie, że „to na pewno będzie ostatni rozdział”, a czytałam jeszcze kilka następnych. Nawet szkoła mnie nie powstrzymała przed czytaniem książki Greena, więc na lekcjach siedziałam wpatrzona w lekturę i głucha na wszystko, co działo się wokół mnie. Dotarłam do zaskakującego momentu w tej książce, gdy kończyła się ostatnia lekcja i wychodziłam ze szkoły z tak wielkim natłokiem myśli, że zachowywałam się jak nieżywa. Cały czas tylko roztrząsałam to, co może się wydarzyć z bohaterami i od razu pobiegłam do domu, żeby móc znowu zanurzyć się w lekturze. A powracając do czytania książki w szkole, to nawet podczas przechodzenia przez korytarz bądź wchodzenia po schodach potrafiłam nie odrywać wzroku od tej historii. Chyba to wystarczająco przekonujący argument na to, żeby przeczytać tę lekturę, prawda? Wciąga na wiele godzin i pozostaje w głowie na długi czas, sprawiając, że roztrząsamy losy bohaterów przez następne kilka dni.
To przede wszystkim historia o poszukiwaniu siebie i własnego miejsca na ziemi. Papierowe miasta otwierają nam oczy na to, że pozornie idealni ludzie mogą mieć więcej problemów niż ktokolwiek inny i to właśnie dlatego budują koło siebie taką bańkę - może to być bańka niedostępności bądź idealizmu. Zazwyczaj pod najserdeczniejszym uśmiechem kryje się najgłębszy smutek. Bo przecież łatwiej jest udawać szczęśliwego niż tłumaczyć wszystkim co niedobrego dzieje się w życiu. Papierowe miasta to kolejna książka Greena, która mnie bardzo pozytywnie zaskoczyła i z pewnością jeszcze na długi czas pozostanie w moich myślach. Jeśli pokochaliście twórczość Greena poprzez Gwiazd naszych wina to z pewnością Papierowe miasta pozwolą ją Wam podtrzymać swoje uwielbienie do tego autora, a jeżeli jeszcze nie zapoznaliście się z twórczością Greena to mam do Was jedno pytanie: Co Wy w ogóle wyprawiacie?! Musicie szybko nadrobić swoje zaległości i pozwolić Johnowi Greenowi zawładnąć Waszymi myślami. Ja ze swojej strony ją naprawdę gorąco polecam, bo jest to książka, obok której nie można przejść obojętnie.
„ - Jak się całowało z moją nogą?
- Całkiem nieźle - odparłem zgodnie z prawdą. (...)
- Ogoliłam się dziś rano specjalnie na tę okazję. Pomyślałam sobie: „Hmm, nigdy nie wiadomo, kiedy ktoś rzuci się na moją łydkę i będzie próbował z niej wyssać jad węża”.
Za możliwość pójścia do papierowych miast i nie powrócenia z nich serdecznie dziękuję wydawnictwu Bukowy Las!
Pewnie po nią sięgnę jak przeczytam "Gwiazd naszych wina" ;)
OdpowiedzUsuńSłyszałam wiele dobrego o tej książce. Każda kolejna recenzja sprawia, że mam coraz większą ochotę przeczytać tę pozycję.
OdpowiedzUsuńin-corner-with-book.blogspot.com
"Gwiazd naszych wina" pokochałam niedawno, więc na pewno sięgnę po "Papierowe miasta":)
OdpowiedzUsuńmam zamiar sięgnąć po obie książki pana Greena i jestem pewna, że obie pokocham :)
OdpowiedzUsuńKsiążka czeka na półce, ale czuję, że długo to ona już czekać nie będzie. To prawda, że nie ma co porównywać jednej książki na podstawie drugiej. To logiczne, że Papierowe miasta będą inne niż GNW, bo to już inna książka, dlatego tak też należy do niej podchodzić:)
OdpowiedzUsuńJeszcze nie miałam okazji spotkać się z żadną z powieści John'a Green'a jednak mam zamiar jak najszybciej nadrobić te zaległości. "Papierowe miasta" na pewno znajdą się na mojej liście książek do przeczytania w najbliższym czasie :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie dzisiaj pożyczyłam od koleżanki "Gwiazd naszych wina", więc najpierw skupię się na tej lekturze. Jednak podejrzewam, że kiedyś sięgnę także po "Papierowe miasta".
OdpowiedzUsuńGNW kompletnie mnie oczarowała, dlatego z chęcią sięgnę po "Papierowr miasta". Tak jak piszesz, nie będę oceniać jednej pozycji przez pryzmat drugiej, gdyż z pewnością są to dwie zupełnie inne historie i nie ma sensu ich ze sobą porównywać. Mam tylko nadzieję, że mimo innej fabuły John Green ponownie mnie zaskoczy ;)
OdpowiedzUsuńChyba pora w końcu zapoznać się z twórczością tego autora :D
OdpowiedzUsuńNo właśnie. Co ja wyrabiam?! Jak ja mogłam jeszcze nie przeczytać żadnej książki Greena? Ale zrobię to, zrobię. Muszę. I zacznę od "Gwiazd naszych wina", a dopiero później sięgnę po "Papierowe miasta". :)
OdpowiedzUsuńP.S. Jakoś "Papierowe miasta" skojarzyły mi się z książką Jaya Ashera pt. "Trzynaście powodów". Czytałaś może? :)
I kolejna pozytywna recenzja :) Koniecznie muszę zdobyć tę książkę :)
OdpowiedzUsuńJestem w trakcie czytania i po raz kolejny czuję się jakby Green rzucił na mnie urok i kazał czytać i czytać ;)
OdpowiedzUsuń