174. Przedpremierowo: Gra o miłość - Eve Edwards

Polski tytuł: Gra o miłość
Oryginalny tytuł: The Rogue's Princess
Autorka: Eve Edwards
Ilość stron: 296
Wydawnictwo: Egmont
Kategoria: literatura historyczna
Wydanie polskie: 19 lutego 2014
Wydanie oryginalne: 2011
Cena z okładki: 34,99 zł
Ocena: 6/10

Mercy Hart to córka jednego z najbogatszych kupców, który dorobił się fortuny na handlu tkaninami. Dziewczyna pochodzi z bardzo pobożnej rodziny, która niemal od zawsze wiarę stawiała na pierwszym miejscu. A szczególnie Mercy, po tym jak pewnego dnia zawarła swój cichy pakt z Bogiem. Od tego czasu, czyli przez kilka dobrych lat, ciągle żyła prawie jak zakonnica, codziennie czytając Pismo Święte, modląc się i skromnie podchodząc do życia. Chciała wyzwolić się z tej sieci, którą sama na siebie zarzuciła, jednak wyrosła w wierze i była ona jej wpajana do głowy już od najmłodszych lat. Nie wyobrażała sobie innego życia. Do czasu, gdy pojawił się on...

Kit Turner nigdy nie miał łatwego życia. Całe swoje życie spędził w teatrze: od grania kobiecych ról jako mały chłopiec, aż do bardziej dojrzałych, które wreszcie przyniosły mu sławę. Mężczyzna jest synem z nieprawego łoża hrabiego Lacey i nawet nie wiedział o tym, że ma trzech braci oraz siostrę. Dopiero niedawno połączył się ze swoją prawdziwą rodziną i od jakiegoś czasu zaczyna mu się coraz lepiej układać. Dzięki swojemu talentowi aktorskiemu zdobywa dużą sławę, a jego przystojna twarz śni się niemal wszystkim kobietom w Londynie. Pewnego dnia na balu urządzanym przez znajomego Kit poznaje Mercy Hart, która wydaje się niepozorną dziewczyną, a jednak skrada jego serce i od samego początku wypełnia jego myśli. Kit chce ją jak najszybicej poślubić, gdyż wie, że to wybranka jego serca, której tak długo szukał. Dziewczyna jednak pochodzi z rodziny, która bardzo poważnie traktuje kwestie wiary i brzydzi się samej myśli o teatrze. Jak taki zwykły aktorzyna mógłby poślubić córkę znamienitego kupca? Niestety miłość córki purytanina do komedianta jest niedopuszczalna. By być razem, obydwoje byliby zmuszeni do największych poświęceń. Czy jednak się na to odważą?

Każda część Kronik Rodu Lacey opowiada o innym mężczyźnie noszącym to nazwisko. W pierwszej części poznaliśmy się z Willem, w drugiej z James'em, a teraz nadszedł czas na syna z nieprawego łoża, czyli Christophera Turnera. Chyba niekonwencjonalna i niebezpieczna miłość jest w krwi panów Lacey, gdyż każdy z nich musi dużo poświęcić, by móc być ze swoją ukochaną. Często jest niebezpiecznie i prawie cały czas mają pod górkę. Żadna z ich miłości nie jest pochwalana przez opinię publiczną, a jednak Eve Edwards przedstawia czytelnikowi prawdę, że miłość jest bezwarunkowa i nie ma w niej ograniczeń wytyczonych przez ogólne stereotypy społeczne. Łamie wszystkie nakazy i zakazy, tylko po to, by móc stworzyć nowe i połączyć ludzi, którzy w innych okolicznościach nigdy nie mieliby prawa być razem. A szczególnie nie w XVI-wiecznej Anglii, która bardzo często była nietolerancyjna i szarpały nią konflikty wewnętrzne. Niemal każdy z bohaterów tej serii jest postawiony przed wyborem, który może zmienić całe jego życie. Nikomu żona nie zostaje wybrana, ale panowie Lacey sami muszą ubiegać się o względy wybranek swojego serca.

W pierwszej części Will musiał poradzić sobie z faktem, że jeśli wyjdzie za biedną kobietę, to sam może popaść w wielkie długi i sprowadzić hańbę na nazwisko rodziny. Kolejna część kręciła się wokół Jamesa, który najpierw musiał pokonać własne demony, żeby móc zabiegać o względy dwórki królowej Elżbiety I, lady Jane. Również w tej części mamy kolejny przykład łamania stereotypowego myślenia mieszkańców. Otóż przyjaciel Jamesa, Diego, żeni się z przyjaciółką lady Jane, Milly Porter. Nie byłoby w tym nic strasznego, gdyby nie fakt, że Diego jest czarnego koloru skóry, a przecież małżeństwa biało-czarne były wręcz niedopuszczalne w XVI-wiecznej Anglii. Natomiast w Grze o miłość Kit pokochuje bardzo bogobojną dziewczynę, która pochodzi z ogromnie pobożnej rodziny. To niemal niedorzeczne, żeby komediant chciał poślubić córkę kupca, w dodatku tak znamienitego, jakim jest John Hart. Ojciec dziewczyny jest przekonany, że Kit robi to tylko i włącznie dla pieniędzy, które miałby z takiego mariażu, jednak nawet nie zauważa, jak bardzo myli się wobec mężczyzny. Mercy również musi przełamać więzy, które krępują ją przed zakochaniem się w aktorze. Eve Edwards pokazuje nam, jak trudno pozbyć się nawyków, które były wpajane nam od dziecka. Dziewczyna ogromnie chce się zbuntować i widzieć świat swoimi oczyma, a nie w taki sposób, jak pokazał to jej ojciec, jednak jest zbyt przyzwyczajona do takiego życia i nie chce w nim zmian. Wraz z czasem jednak jej miłość zwycięża. To pokazuje, że w obliczu tak silnego uczucia nie istnieje coś takiego, jak podział społeczeństwa na tych "lepszych i gorszych". Wobec miłości wszyscy są równi i każdy zasługuje na nią w takim samym stopniu. Nikomu ona nie należy się bardziej lub mniej. Nasi bohaterowie podejmują ogromną wewnętrzną walkę z samym sobą, a dodatkowo pokonują ograniczenia, które do tej pory krępowały ich umysły. Zarówno Kit, jak i Mercy muszą wyrzec się tego życia, które do tej pory wiedli i pozbyć przyzwyczajeń, które wynieśli z domu. W miłości każdy z nas musi przygotować się na wyrzeczenia. Relacja Kita i Mercy jest na to najlepszym dowodem.

Nieodmiennie zadziwia mnie w tej książce sposób przedstawienia świata przez autorkę. Jedno to świetne pokazanie realiów tamtych czasów, a drugie to całkowite oddanie się i wejście do stworzonego świata. Eve Edwards cofa się razem z czytelnikami w czasie i prowadzi nas przez całą książkę, pokazując coraz to nowe aspekty życia tamtejszych ludzi. Mnie cały czas dziwiła i jednocześnie przerażała radykalność religijnych poglądów tamtych czasów. Zwróciłam już na to uwagę przy czytaniu Alchemii miłości, a w Grze o miłość jedynie utwierdziłam się w przekonaniu, że nie chciałabym żyć w tamtych czasach. Ludzie potrafili zabijać z imieniem Boga na ustach lub krzywdzić innych, twierdząc, że robią to w imię religii. Na samym początku powieści przeżyłam naprawdę ogromny szok i wprost nie mogłam wyjść ze zdumienia nad faktem, jak bardzo XVI-wieczni ludzie byli zagorzałymi wyznawcami swojej wiary. Mała Mercy Hart była przekonana, że Bóg zesłał na Londyn trzęsienie ziemi tylko dlatego, że nie wypowiadała szczerze modlitw i często o nich zapominała. Natomiast dwunastoletni Kit został praktycznie utopiony w poidle dla koni przez fanatyka, który zarzekał się, że chce jedynie wypędzić z niego szatana, który opętał go na scenie. Jestem bardzo drażliwą osobą, jeśli chodzi o kwestie wiary i niestety takie rzeczy kompletnie nie mieszczą mi się w głowie, więc nie mogłam nadziwić się poglądom Anglików. Zresztą przez całą książkę byłam zła na Mercy, że tak bardzo wyznawała poglądy, które wrzucił jej do głowy ojciec i nie potrafi postawić na swoim, sprzeciwiając się jego woli i idąc za głosem serca. Może ze względu na to, że lubię czytać o miłości, która w pewien sposób jest ograniczona przez normy wyznaczane przez Kościół w dawnych czasach, ta seria tak bardzo mi się podoba. Niemal w każdej części mamy do czynienia z uczuciem, które musi przełamać ogólnie przyjęty sposób zachowania. Mimo tego, że jest to tak przewidywalne i proste, to ma w sobie nieodparty urok.

Faktem jest, że książka jest napisana w lekki sposób, tak by móc przy tej powieści się po prostu "odmóżdżyć". Jednak mnie ciągle przyciąga do niej przedstawienie XVI-wiecznej Anglii i ukazania w tak prawdziwy sposób realiów tamtych czasów. Dodatkowo autorka przy głównym wątku, jakim jest miłość bohaterów, nie zapomina o całej otoczce, która składa się na Anglię. Nie zapomina o wyjątkowej radykalności religijnej, zdobywaniu nowych kontynentów czy wewnętrznych spiskach, by uwolnić Marię Stuart. To nadaje rzeczywisty wymiar przy czytaniu tej powieści i sprawia, że czytelnik od razu zatraca się w lekturze. Faktem jest również to, że niestety Gra o miłość jest w moim odczuciu słabsza od poprzednich części. Ciągle moim ulubionym tomem jest pierwszy, w którym działo się najwięcej i wywarł on na mnie najlepsze i najgłębsze wrażenie. Niemniej jednak, jest to seria, do której będę wracać i jeśli powstaną jeszcze jakieś tomy to z przyjemnością powitam je na mojej półce. Mimo tego, że jest dosyć przewidywalna, to i tak ma w sobie pewien urok (ach, ta XVI-wieczna Anglia), który mnie do niej przyciąga i z wielką przyjemnością sięgam po kolejne tomy.

Gra o miłość jest nieco słabsza niż poprzedniczki, jednak nie zmienia to faktu, że ciągle zaskakuje mnie swoją formą i świetnym odwzorowaniem dawnych czasów. Dzięki tej powieści kolejny raz mogłam cofnąć się w czasie i naprawdę jestem ogromnie wdzięczna za to Eve Edwards. Cała seria jest warta przeczytania, jednak nie liczcie na bardzo głęboką lekturę. Historie miłosne są dosyć skomplikowane, jednak przy tej powieści nie da się nudzić. Dodatkowo idealnie spełnia rolę "odmóżdżacza" i jest niezobowiązująca. Jeśli potrzebujecie lekkiej książki, która pochłonie Was i przeniesie do dawnych czasów to możecie być przekonani, że Gra o miłość, jak i pozostałe tomy, świetnie spełnią te oczekiwania. Ja ją polecam, jakże mogłabym nie polecić? Mnie bardzo miło się ją czytało i z pewnością jeszcze wrócę do przedstawionych historii oraz do tych bohaterów.


Alchemia miłości | Demony miłości | Gra o miłość


Za możliwość przeczytania Gry o miłość serdecznie dziękuję wydawnictwu Egmont!

13 komentarze:

  1. Już czytałam jedną recenzj tej książki i z pewnością będę czekać na premierę.
    http://anonymous-reader-reviews.blogspot.com/ - zapraszam na konkurs :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mimo wszystko, brzmi jak lektura warta uwagi. Nawet od lekkich książek oczekuję porządnego pokazania świata.

    OdpowiedzUsuń
  3. Brzmi całkiem interesująco ;)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam takie klimaty, szczególnie kilka wieków wstecz i w Anglii, więc jak będę miała więcej czasu to się nad nimi zastanowię :)

    OdpowiedzUsuń
  5. W pierwszej części jestem zakochana <3 druga jeszcze będzie musiala trochę poczekać na przeczytanie, ale to nie zmienia faktu, że na premierę "Gry o miłość" czekam z utęsknieniem :)

    http://czytanie-i-ogladanie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Zdecydowanie chcę się zapoznać z tą książką, ale i poprzednimi.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nominuję Cię do Liebster Blog Awards ;)
    Więcej info u mnie na blogu xD

    http://recenzjeoptymisty.blogspot.com/2014/02/liebster-blog-awards.html

    OdpowiedzUsuń
  8. Zacznę od tego, ze okładka jest przepiękna! Zakochałam się w niej!
    A co do książki to nie wiem czy przeczytam, na razie nie mam ochoty na typowe opowieści miłosne, ale pewnie prędzej czy później przyjdzie na nie czas. Wtedy na pewno nie zapomnę o książkach pani Edwards, bo Twoja recenzja jest bardzo zachęcająca :3
    + zapraszam do wzięcia udziału w stworzonym przeze mnie wyzwaniu czytelniczym dotyczącym literatury YA :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ostatnio dużo książek na rynku jeśli chodzi o tę autorkę :) Może w końcu którąś z tych książek przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie czytałam żadnej książki z tej serii... Muszę przyznać, że pomysł jest bardzo ciekawy. Mam nadzieję, że autorka zadbała o dobre opisanie realiów historycznych;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Jest to druga recenzja tej książki, którą czytam i cóż, nieco odmienna ;) Sama czytałam "Alchemię miłości", ale nie miałam jeszcze okazji upolować następnych części, jednak mam nadzieję, że się to zmieni^^

    OdpowiedzUsuń
  12. Jutro premiera.. czy to znaczy, że mam biec do księgarni?! 2014 zapowiada się obiecująco. Cóż, zgadzam się z przedmówczyniami - okładka jest naprawdę urzekająca. Po recenzji mogę spodziewać się tego samego po treści.

    OdpowiedzUsuń

 

Blog Archive