Intruz (2013)

Tytuł polski: Intruz
Tytuł oryginalny: The Host
Reżyser: Andrew Niccol
Czas trwania: 125 minut
Kraj i rok produkcji: USA - 2013
Scenariusz: Andrew Niccol na podstawie powieści Intruz Stephanie Meyer
Zdjęcia: Roberto Schaefer
Muzyka: Antonio Pinto
Kostiumy: Erin Benach
Montaż: Thomas J. Nordberg
Ocena: 5/10


"Body and soul. Two different things".

W przyszłości świat został opanowany przez niewidzialnego wroga, który opanował nasze umysły i ciała, pozbawiając ich swojego prawdziwego właściciela. Na całej planecie została naprawdę garstka ludzi, która nie dała się złapać i nie pozwoliła na to, żeby Dusze przejęły ich ciała. Jedną z tych osób jest Melanie Stryder, a właściwie to była - walczyła najdłużej jak potrafiła, jednak wpadła w ręce wroga, a do jej umysłu dostała się Dusza o imieniu Wagabunda.

Intruz jest bardzo ciekawy tego nowego i dziwnego świata, który jest tak autodestrukcyjny, że jego mieszkańcy potrafili sami się zabijać i niszczyć swoje otoczenie - dla Dusz jest to absolutnie nie pojęte. Ich relacje polegają na wzajemnym zaufaniu i dobroci, nie zaś na przemocy i brutalności. Wagabunda dostaje zadanie od Tropicielki, które polega na tym, że musi wyśledzić myśli poprzedniej właścicielki tego ciała, żeby dowiedzieć się gdzie przebywa reszta rebeliantów, bowiem Melanie należała do ruchu oporu. Niestety dzieje się coś niepokojącego i Wagabunda zaczyna słyszeć głos Mel w swojej głowie - okazuje się, że dziewczyna miała na tyle silną wolę przetrwania, że postanowiła stawiać opór niespodziewanemu najeźdźcy. Wagabunda jednak nie poddaje się i dociera do wszystkich ukrytych wspomnień, jednak razem z nimi przychodzi niespodziewane uczucie. Przecież Dusze nie posiadają emocji, czyżby rzeczywiście Wagabunda odczuła miłość Mel tak jak swoją własną? Czy dziewczynom wreszcie uda się znaleźć wspólny język i dojść do jednego głosu, by ocalić najważniejsze dla nich osoby?

"You. Are. Not. Leaving. Me".

Z książką spotkałam się jakieś 3 lata temu i byłam naprawdę nią zachwycona, pomimo tego, że czytałam ją naprawdę długo (bo prawie miesiąc!). Nic więc dziwnego, że nie mogłam wyjść z zachwytu, gdy dowiedziałam się, że niedługo ma się pojawić ekranizacja tejże powieści. Z jednej strony byłam niesamowicie szczęśliwa, ale musiałam czekać cały rok od ogłoszenia tej wiadomości, a z drugiej bałam się, że będzie to taki sam niewypał jak w przypadku Zmierzchu. Czy reżyserowi udało się pozbyć tego stereotypu na temat "błyszczącej w słońcu" twórczości Stephanie Meyer?

Po pierwsze: obsada. Według mnie aktorzy są dobrani naprawdę fatalnie. Saoirse Ronan kompletnie nie pasowała do roli Melanie/Wagabundy, a już nawet nie wspomnę o jej niezbyt dobrej grze aktorskiej, która niestety nie poprawiła jej sytuacji w moich oczach. Książkowa Melanie była silną dziewczyną, dla której kilkugodzinny bieg to żaden problem, natomiast tutaj przedstawili nam chuderlawą dziewczynę, którą wystarczyłoby ścisnąć zbyt mocno, żeby miała połamane żebra. Według mnie Jake Abel jako Ian to kompletna porażka i to na całej linii. Ian miał być nieziemsko przystojny, bezwzględny, nawet z lekkim pazurem, a dodatkowo umięśniony i silny, a nasz Jake Abel to raczej zwykły i niczym niewyróżniający się chłopak, którego rola w tym filmie raczej polegała tylko na ciągłym wypatrywaniu Melanie i robieniu pokerowych min. Max Irons jako Jared jest według mnie jedynym aktorem, który został tutaj dobrze dobrany. Dokładnie w ten sam sposób wyobrażałam sobie Howe'a, więc z jego postaci jestem zadowolona i gdyby nie on, i jego aktorstwo, oceniłabym film o wiele niżej.

Zazwyczaj jeśli chodzi o ekranizacje książek to oczekuję, że będą bardzo podobne do ich papierowego odpowiednika, natomiast wiadomo, że nie można przecież wszystkich myśli autorki przelać na film, bo taka produkcja musiałaby trwać dobre siedem godzin. Głównymi atutami książki Intruz są wewnętrzne rozmowy Melanie i Wagabundy oraz poznawanie nowego świata i niepojętych uczuć dla całkowicie obcej istoty, jaką jest Wanda. Niestety tych rzeczy nie można było w sposób wystarczający ująć w filmie, dlatego czuję, że ta produkcja niestety jest niekompletna. Brakowało tutaj tego wszystkiego, za co kochałam książkę. Nasza Wagabunda zbyt szybko pogodziła się ze swoim dwuosobowym umysłem i niemal natychmiast zaczęła pomagać Mel, nawet nie starając się w jakimkolwiek stopniu pojąć tego, co robi. Oczywiście rozumiała uczucia Mel i stały się one jakby jej własnymi, natomiast w filmie nie została pokazana ta ich niemal "siostrzana" więź. Wszystko zaczęło się zbyt szybko, wiele rzeczy zostało pominiętych, a koniec wcale nie był tak dobry jak myślałam.

Najgorszą rzeczą, którą reżyser zrobił tej produkcji było spłycenie jakichkolwiek uczuć względem Wagabundy i Iana. Od zawsze uwielbiałam właśnie tego chłopaka, a nie Jareda, więc po prostu nie mogłam przeżyć tego jaki aktor go gra i w jaki sposób zostało to wszystko przedstawione. Na początku Ian chce zabić Wagabundę, potem wypowiadają między sobą dwa słowa, a cała ich rzekoma miłość polega na podawaniu sobie wody i wymienianiu tęsknych spojrzeń względem drugiej osoby, następnie okazuje się, że chłopak zakochał się w Wagabundzie. Moje pytanie brzmi: Ciekawe przez co? Przez to, że cały czas wodził za nią wzrokiem i może zamienił kilka słów? Jak w tamtym momencie czułam? Jakbym wyszła na co najmniej godzinę filmu i wróciła po tym czasie. Czy ja rzeczywiście coś ominęłam w tej ekranizacji? A może przez przypadek przysnęłam na sali? Gdzie się podziała moja ulubiona książkowa para, na którą tak długo czekałam?

Ostatnią rzeczą, na którą sobie teraz ponarzekam jest końcówka filmu. Wydaje mi się, że ja niestety czytałam trochę inną książkę niż reżyser. Wszystko byłoby naprawdę pięknie, gdyby nie fakt, że nasi rebelianci najpierw spotkali grupę innych ocalałych, wśród których znajdowała się dziewczyna, do której ciała przeszła Wagabunda, a nie całkiem na odwrót. Nagle jesteśmy skonsternowani, bo pierwszy raz widzimy tę twarz, a de facto nosicielka duszy Wagabundy, Pet, należała do innego ruchu oporu, który poznajemy w na samym końcu filmu. Poza tym ta dziewczyna miała być blondynką, a nie brunetką - już całkiem pomijam ten fakt, że Emily Browning pasowała do tej roli jak wół do karety. Rozumiem, że pomysł reżysera na tę scenę miał wciągnąć nas w to emocjonalnie, bowiem poznajemy to ciało na nowo tak samo jak sama Wagabunda, nic o nim nie wiemy, ani nie spodziewamy się kto to może być, natomiast dla osób, które czytały książkę ta sytuacja może być nieco drażniąca.

Oprócz dostrzegania samych negatywnych aspektów tego filmu, spostrzegłam też kilka bardzo przyjemnych dla oka (i ucha!) rzeczy. Podziemia, w których mieszkali rebelianci zostały doskonale odwzorowane, a ja niemal w ten sam sposób sobie to wszystko wyobrażałam. To samo tyczy się sceny, w której Melanie po raz pierwszy patrzy na łany zboża. To niesamowite, ale ten widok był niemal zdjęciem z mojego umysłu, które zostało wsadzone do filmu. Te dwie rzeczy wyobrażałam sobie dokładnie w ten sam sposób, więc było dla mnie wielkim zaskoczeniem, gdy zobaczyłam tak genialne odwzorowanie tych warunków. Wszystkie efekty specjalne, które widzimy w filmie naprawdę mogą zachwycić odbiorcę, jednak najlepszą rzeczą w całej ekranizacji jest muzyka. Bezapelacyjny mistrz i całkowity majstersztyk. Ścieżka dźwiękowa jest idealnie skomponowana do filmu i właśnie w ten sposób tworzy jego kompletny obraz. Gdyby cała ekranizacja została przedstawiona w ten sposób co muzyka, to moglibyśmy mówić o jednym z najlepszych filmów, natomiast takie wykonanie wystarcza jedynie na okrzyknięcie go przeciętnym.

Utwierdziłam się jednej rzeczy: książka zawsze będzie lepsza od filmu. Ekranizacja może być genialna dla osób, które nie czytały papierowej wersji Intruza, jednak dla osób, które mogą je do siebie porównać to jest naprawdę bardzo przeciętna. Gdyby nie muzyka i kilka innych elementów to ten film byłby naprawdę bardzo słaby. Podsumowując, ekranizacja Intruza mnie absolutnie nie zachwyciła i wyszłam z kina z całą paczką nieużytych chusteczek (nie użyłam ani jednej, pomimo tych kilku rzewnych momentów, w których wszyscy na sali płakali oprócz mnie) oraz wielkim niedosytem, a mój umysł mola książkowego buntował się przed tak ogólnikowym potraktowaniem dobrej książki. 

" - Strange world, isn't it?
- The strangest".


Zamiast zwiastuna najcudowniejsza piosenka z soundtracku:

15 komentarze:

  1. Właściwie to nie czytałem książki. Chciałem iść na to do kina ale może poczekam w takim razie na coś lepszego a lekturę zwyczajnie przeczytam, skoro naprawdę jest dużo lepsza od ekranizacji. Szkoda trochę. Przy okazji, u mnie post z informacjami. A tak na marginesie też czytam teraz "Insygnia". Bardzo mi się podobają :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. aktorzy to i mi nie przypadli do gustu - mimo tego, że nie oglądałam jeszcze 'Intruza'. najpierw mam w planach książkę (powinnam mieć ją u siebie w tym tygodniu) :3

    OdpowiedzUsuń
  3. "Wszystko byłoby naprawdę pięknie, gdyby nie fakt, że nasi rebelianci najpierw spotkali grupę innych ocalałych, wśród których znajdowała się dziewczyna, do której ciała przeszła Wagabunda, a nie całkiem na odwrót."
    Kochana pomieszałaś. XD Melanie, Jared i Jamie wybrali się do miasta, gdzie spotkali Pet Duszę, którą porwali. Prawda, że była ona blondynką, ale to teraz najmniejszy problem. Wyjęli z niej Duszę, ale żadna osoba "nie była w środku", nie obudziła się. Groził paraliż ciału, więc wsadzili Wandę, a potem dopiero spotkali inną grupę ocalałych. Trochę zmienili to w filmie, ale sens był ten sam. :) Wanda już była w ciele Pet, gdy ich spotkali. :)
    Recenzja fajna, mi też średnio się film podobał. Nie zgadzam się, co do aktorów. Dla mnie Saoirse zagrała serio na poziomie, a Jake'a lovciam. Boski gif z Maxem. XD

    OdpowiedzUsuń
  4. @Sophie: Powiem Ci, że już sama nie wiem, ale cały czas wydawało mi się, że Pet (w książce) była w tej grupie, którą spotkali pod koniec i coś jej się stało, więc postanowili wsadzić do jej ciała Wandę... Nie wiem zresztą, w ogóle to wszystko było jakieś pokićkane. XD Na razie nic nie zmienię w recenzji, a jak będę mieć czas to znajdę ten moment w książce i się poprawię. :D Jednak dziękuję za zwrócenie uwagi. ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. W sumie wszystko co napisałaś słyszałam już wczoraj i tak już wiesz, że się z tobą w całości zgadzam.;p

    OdpowiedzUsuń
  6. Do kina na Intruza raczej się nie wybieram. Planuje najpierw przeczytać książkę, a potem zabiorę się za film. :))

    OdpowiedzUsuń
  7. Mnie film się podobał, ale to pewnie dlatego, że nie przeczytałam książki. Muszę to prędko nadrobić (mam nadzieję, że Twój konkurs mi na to pozwoli :)).

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie czytałam jeszcze książki także filmu jak na razie również nie mam w planach:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja czytałam książkę i widziałam film - godne polecenia są obydwie wersje!

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie czytałam książki, ani nie oglądałam filmu i na chwilę obecną nie planuję tego zmienić :)
    Piosenka! <3 ;d

    OdpowiedzUsuń
  11. Bardzo lubię tą książkę. Czytałam ją raz, przeczytam na pewno jeszcze nie jeden. Początkowe rozdziały były dla mnie straszne do przeżycia, już miałam ją otworzyć, a tu nagle coś zaczęło się dziać.
    Teraz tylko muszę się wybrać do kina, bo strasznie mnie kusi obejrzeć ekranizację :)

    /blask-ksiazek/

    OdpowiedzUsuń
  12. Fajnie ubarwiłąs swoją recenzje róznymi obrazkami i gifami :) co do samej ksiazki chyba dam jej szanse, bo do autorki po 'Zmierzcu' jestem uprzedzona.

    OdpowiedzUsuń
  13. Książce zamierzam dać szansę, ale filmu raczej nie obejrzę.

    OdpowiedzUsuń
  14. Wiadomo, że książka lepsza, ale film i tak mi się całkiem podobał :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Jeszcze nie widziałam filmu, ale zawsze jest tak że książka będzie o 100 razy lepsza niż film :) ale film chętnie zobaczę.

    OdpowiedzUsuń

 

Blog Archive