233. Miłość bez scenariusza - Tina Reber

Polski tytuł: Miłość bez scenariusza
Oryginalny tytuł: Love Unscripted
Autorka: Tina Reber
Ilość stron: 671
Wydawnictwo: Akurat
Kategoria: romans
Wydanie polskie: 2014
Wydanie oryginalne: 2010
Cena z okładki: 44,99 zł
Ocena: 3/10


Taryn Mitchell sama prowadzi pub, który jest właściwie dla niej całym życiem. Teraz leczy rany po niedawnym zawodzie miłosnym i trzyma wszystkich mężczyzn na dystans, gdyż nie jest gotowa na nowy związek i, jak myśli, kolejne złamane serce. Pewnego dnia w jej pubie pojawia się Ryan Christensen, który jest obiektem uwielbienia wszystkich kobiet. Aktor jest rozchwytywany przez reżyserów dzięki swoim zdolnościom, ale również jest to zasługa jego przystojnej twarzy. Taryn nie spodziewała się tego, że ten mężczyzna dosłownie tak nagle wpadnie do jej życia i tak wiele w nim zmieni. Kobieta zakochuje się w aktorze, jednak czy to uczucie przetrwa? Czy Taryn zniesie natrętnych paparazzi, kontrowersyjne nagłówki gazet i zazdrosne wielbicielki?

Po pierwsze, ta książka jest zdecydowanie za długa. Liczyłam na to, że będzie wynosiła maksymalnie czterysta stron, ale prawie siedemset?! To zdecydowanie lekka przesada. Niestety autorka ewidentnie postawiła tutaj na ilość, a nie na jakość. Najsmutniejsze w tym wszystkim jest to, że gdyby wyciąć mniej więcej z trzysta-czterysta stron (sam środek) to wyszłoby z tego coś naprawdę ciekawego. Początek zapowiadał się naprawdę obiecująco, mimo tego, że aż do bólu sztampowo, a końcówka naprawdę mi się spodobała. Tylko ten środek, który wszystko zniszczył... Niestety jest to znaczna część powieści, więc nawet dobre zakończenie nie naprawi słabej reszty książki.

Miłość bez scenariusza to kolejne romansidło o zwykłej szarej myszce i cudownym aktorze, który mógłby mieć każdą dziewczynę, ale zakochuje się w naszej głównej bohaterce, bo podobno posiada w sobie "to coś". Nie przepadam za takimi schematycznymi książkami, które właściwie niczego nie wnoszą do naszego życia, a jedynie snują przed oczami bajeczkę, która nie jest możliwa do spełnienia. Oczywiście można napisać dobry romans, jednak ten tutaj zalatuje na tani harlequin, który nie posiada żadnej głębszej wartości. Przez prawie całą książkę czytamy na temat tego, jak to Taryn bardzo kocha Ryana, ich wzloty i upadki, jaki jest cudowny wobec niej i jak bardzo potrafi być romantyczny. Aż dziwię się, że jeszcze nad bohaterami nie wyrosła tęcza, gdyż wszystko zapowiadało się na historię rodem z baśni. Żałuję tego, że przeczytałam tę książkę. To tylko niepotrzebna strata czasu.

W Taryn właściwie nie ma nic ciekawego. Jest pospolita i bezosobowa jak typowa papierowa bohaterka książki, więc na pewno czytelnik nie nawiąże z nią głębszych uczuć. Narracja z jej punktu widzenia jest całkiem znośna, jednak czasami jej przemyślenia mogą zirytować, to samo tyczy się jej zachowania. Ryan również nie jest interesujący. Niby to aktor na światową skalę, jednak jest naprawdę sztampowy i beznadziejnie wykreowany. Ta książka jest naprawdę do bólu przewidywalna i niesamowicie schematyczna. Typowa szara myszka i niesamowicie przystojny aktor, który jakimś cudem się w niej zakochuje i ukazuje się, że jednak nie jest taki przebojowy i charyzmatyczny jak wszyscy myśleli, ale potrafi być również czuły i romantyczny. Och, naprawdę nie znoszę książek, które są kompletnie nierealistyczne i nic, co jest w nich zawarte nie ma pokrycia z prawdziwym życiem.

Pod sam koniec zaczyna się robić ciekawie, gdyż Taryn i Ryan przeżywają nieco turbulencji w swojej relacji, które mi się niesamowicie podobały, bo wreszcie działo się coś nie po ich myśli. Ale oczywiście zakończenie jest przesłodzone, mdłe i tandetne. Chyba nawet nie muszę pisać jak wszystko się kończy, bo i tak dobrze wiecie, co się wydarzy. Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że Miłość bez scenariusza ma swoją kontynuację. Nie, dziękuję, nigdy więcej. Niestety z Próbą uczuć nie jest mi po drodze i raczej nigdy nie nadejdzie ten czas, gdy po nią sięgnę. Jednym z mankamentów jest również to, że naprawdę nieźle można się namęczyć z tą powieścią. Czytałam ją naprawdę długo i sama dziwię się, że dobrnęłam do końca, gdyż podczas lektury można naprawdę oszaleć. Za dużo nieżyciowych sytuacji.

Miłość bez scenariusza jest przesłodzoną powieścią, która nie wnosi niczego nowego do naszego życia. Nawet nie można się przy niej dobrze odprężyć, gdyż wszystkie sytuacje, które są tam przedstawiane są zbyt przekoloryzowane i mdłe. Nie marnujcie na nią czasu, gdyż naprawdę będziecie ją męczyć. Sięgnijcie po powieść, która czegokolwiek Was nauczy. Ta tutaj nie nadaje się do czytania bez zgrzytu zębów i wyrywania sobie włosów na każdej kolejnej stronie. Nie polecam, a wręcz odradzam i mam nadzieję, że nie stracicie na nią swojego cennego czasu.


Za możliwość przeczytania Miłości bez scenariusza dziękuję wydawnictwu Akurat.

6 komentarze:

  1. Nie, nie... stanowczo podziękuję. Jak byłam młodsza, to lubiłam podobne książki, ale im jestem starsza, tym bardziej wybrzydzam xD Jeszcze tyle stron?! Brrrr ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedy jest mi bardzo smutno, ma doła, albo coś takiego, to taka książka jest idealna do przeczytania. Wtedy , przy takiej lekkiej ksiażce moge sie zrelaksować i o niczym innym nie myśleć. Oczywiście wystarczy sam opis przeczytać, żeby stwierdzić jaki to typ ksiażki, czyli jak sama powiedziałaś, typowe romansidło o szarej myszce i przebojowym facecie, który okazuje sie być całkiem zwyczajny. Mimo, że wszyscy mówią o takich książkach, ze maja ich dosyć to i tak od czasu do czasu po nie siegają aby zapomnieć o Bożym świecie :) Takie jest moje zdanie i z chcecią przeczytałabym w najbliższym czasie coś takiego :)

    http://papierowa-kraina.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Aktualnie mam okres "wszystko byle nie miłość", więc z pewnością po tą powieść nie sięgnę :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Typowe romansidło - mówię nie. Jestem otwarta na czytanie, ale jednak myślę, że kolejna historia z bardzo przewidywalnym zakończeniem nie jest pozycją dla mnie. Szczera recenzja - to najważniejsze! Pozdrawiam, Marcelina ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Chyba nie chcę czytać o przesłodzonej miłości :)

    naczytane.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
  6. Słyszałam o niej i miałam nadzieję, że będzie ciekawa... No cóż, chyba sobie ją odpuszczę ;_;

    OdpowiedzUsuń

 

Blog Archive