151. Tancerze burzy - Jay Kristoff

Polski tytuł: Tancerze burzy
Oryginalny tytuł: Stormdancer
Autor: Jay Kristoff
Ilość stron: 446
Wydawnictwo: Uroboros
Kategoria: steampunk
Wydanie polskie: 2013
Wydanie oryginalne: 2012
Cena z okładki: 29,90 zł
Ocena: 7/10

"Jesteś yokai-kin".

Yukiko ma szesnaście lat, a już pracuje jako łowczyni w służbie szoguna Shimy. Jej ojcem jest Masaru, Czarny Lis, który do niedawna był jednym z najlepszych łowców, jednak teraz nieco się stoczył i uzależnił od lotosu, stając się narkomanem. Yukiko nie może sobie z tym poradzić oraz z faktem, że zawsze musi wyciągać z ojca z pijackich bijatyk i ograniczać jego spożycie lotosu. Musi zająć się niemal wszystkim, bo zazwyczaj Masaru jest pod odurzającym wpływem narkotyku i niestety bez niej oraz bez jego przyjaciela Akihito, nigdy nie dałby rady żyć sam. Do tej pory w miarę uporządkowane życie Yukiko zmienia się, gdy dostaje rozkaz od szoguna.

Razem ze swoim ojcem, Akihito i Kasumi mają wybrać się na statku "Dziecięcia Gromu" na niebezpieczną i najprawdopodobniej bezsensowną wyprawę. Yoritomo-no-miye miał olśniewający sen, który chce, żeby się sprawdził, dlatego wysyła tę grupę osób do sprowadzenia arashitory, czyli legendarnego gryfa, tygrysa gromu, który miałby przyczynić się do tego, że szogun zostanie kolejnym tancerzem burzy i wygra wojnę z gaijinami. Niestety łowcy zdają sobie sprawę z tego, że jest to niemal misja samobójcza: przecież arashitory od dawna nie istnieją na terytorium Shimy ze względu na to, jak bardzo toksyczne stało się powietrze, ale nie mogą też odmówić jego poszukiwań, gdyż kieruje nimi strach przed wściekłością Yoritomo-no-miye. Czy uda im się znaleźć legendarnego arashitorę i dostarczyć go do szoguna?

"Fakt, że stoisz wśród tłumu, nie oznacza, że do niego należysz".

Nie od dziś czynnie interesuję się Dalekim Wschodem, więc chyba nic dziwnego, że sięgnęłam po Tancerzy burzy. Są takie dwa słowa, które naprawdę bardzo lubię, czyli japoński i steampunk. Zazwyczaj w książkach nie mamy do czynienia z jednym i drugim w takiej kombinacji, bo przecież jak steampunk to najlepsza byłaby do tego Anglia, a Japonię lepiej zostawmy Japończykom. Otóż Jay Kristoff wyszedł z założenia, że wszystko da się ze sobą połączyć i zaryzykował stworzenie tej mieszanki wybuchowej. Pomimo tego, że te dwie rzeczy wydają się nam od siebie odległe to jednak autor stworzył z tego coś naprawdę godnego zainteresowania. Czytam prawie wszystko, co jest związane z kulturą Dalekiego Wschodu, więc kiedy zobaczyłam, że autor zastosował tutaj coś nieco niekonwencjonalnego, czyli właśnie połączenie Japonii i steampunku, od razu wiedziałam, że będzie to książka idealna dla mnie. Jeśli mam być szczera to: mój instynkt czytelniczy nigdy mnie nie zawodzi i nie zawiodłam się na tej książce.

Jak już wspominałam: pomysł połączenia Japonii i steampunku był naprawdę świetnym rozwiązaniem. To zdecydowanie coś nowego, czego jeszcze wcześniej nie było w książkach i przez to Tancerze burzy wprowadzają wiele świeżości zarówno na rynek wydawniczy, jak i do umysłów czytelników opanowanych przez milion tych samych powieści z gatunku paranormal romance czy postapokaliptycznych. Według mnie ta książka jest idealna pod względem zawierających się w niej elementów. Nie dość, że otrzymujemy japoński steampunk to jeszcze mamy możliwość zapoznania się z mitologią japońską, której w wielu książkach nie da się spotkać, a jest ona naprawdę przepiękna. Kiedy czytałam Tancerzy burzy, nie mogłam uwierzyć, że to właśnie mitologia japońska, jednak po dokładniejszym zbadaniu wszystkiego doszłam do wniosku, że autor rzeczywiście przedstawia nam ją przedstawia, jedynie z malutkimi zmianami, które były potrzebne na rzecz książki. Pod tym względem jestem naprawdę zachwycona. Czytałam Tancerzy burzy z szeroko otwartymi oczami i pochłaniałam każde słowo oraz każdą nową historię z wielki uwielbieniem. 

Zazwyczaj większość książek o Japonii pisanych przez zagranicznych autorów, nie Japończyków, cechuje się tym, iż w małym stopniu odwzorowane są realia tamtejszej kultury. Gdzieś raz za czas pojawi się słowo katana lub shamisen, ktoś odezwie się do kogoś sama, san lub chan. Jednak Tancerze burzy nie należą do tego typu lektur. Autor posiada naprawę wielką wiedzę na temat tamtego kraju i potrafi ją wykorzystać do opisania akcji dziejącej się w Japonii, co, bądźmy szczerzy, nie jest zbyt łatwym wyczynem dla kogoś, kto tam nie mieszka i nie obcuje na co dzień z tą kulturą. Kolejną rzeczą jest fakt, że autor przedstawił nam Shimę w najpodlejszy możliwy sposób, a dokładniej pokazuje nam to, jak może skończyć nasz świat, jeśli nie będziemy dobrze o niego dbać i ciągle wyrzucać spaliny do nieba: w końcu zrobi się czerwone, tak jak to w Shimie od kwiatów lotosu. Tancerze burzy to naprawdę złożona powieść. Może wydawać się, że jedynym wątkiem jest poszukiwanie arashitory, jednak wcale tak nie jest. To taka książka, którą można roztrząsać, patrząc pod różnymi kątami na losy bohaterów lub na losy samej Shimy.

Yukiko zdecydowanie będzie jedną z moich ulubionych postaci. Mimo tego, że miała tylko szesnaście lat cechowała się niesamowitą odwagą i samozaparciem do wyznaczonego celu, czego pewnie większość nastolatków by jej zazdrościła. Wychowywała się w ciężkich czasach, kiedy powietrze było zanieczyszczone lotosem, a niebo stało się od niego czerwone. Nie wychodziła na zewnątrz bez maseczki oddechowej, bez której z pewnością szybko dostałaby choroby płuc, na którą tak wiele osób chorowało. Z drugiej strony musiała również zajmować się swoim ojcem, Masaru, który cały czas tylko palił lotos i pozostał po nim jedynie marny cień dawnego człowieka. Jak na swój młody wiek musiała sobie poradzić z naprawdę wieloma rzeczami, a do tego jeszcze doszło jej gonienie za sennym marzeniem szoguna. Mogłabym roztrząsać historię Yukiko z różnych punktów widzenia, gdyż dziewczyna naprawdę nie miała łatwo w życiu, ale chciałam skupić się na jednej ważnej rzeczy, a mianowicie na relacji Yukiko z Masaru. Zazwyczaj dla Japończyków rodzina jest jedną z najważniejszych rzeczy. Yukiko musiała zmierzyć się z narkomanią własnego ojca i pewnie wiele osób w jej wieku by się poddało, a jednak dziewczyna miała w sobie na tyle miłości do Masaru, że cały czas trwała przy nim nawet, gdy ciągnął ją w dół. Jednak cały czas skrycie była wściekła na niego za stan do jakiego się doprowadził i kiedy w końcu musieli się rozdzielić dziewczyna zaczęła doceniać swojego ojca i to, jak wiele dla niej robił; jak wiele robił z myślą o niej.

Jest jeszcze jedna cecha, która łączy styl Jaya Kristoffa z Japonią. Mieszkańcy Dalekiego Wschodu uwielbiają nieszczęśliwe zakończenia, niespełnione miłości, a szczególnie, gdy któraś z osób umiera, oraz niespełnione ambicje, które spotykają się z brutalną rzeczywistością. I właśnie większość z tych rzeczy pojawia się w Tancerzach burzy. Byłam ciekawa, jak daleko oplotą autora macki kultury japońskiej i faktycznie wpiły się w niego dość głęboko, gdyż napisał tę powieść tak, jak zrobiłby to każdy Japończyk. Jest nieco nieszczęśliwe zakończenie i niespełniona miłość, która pokazuje, że jednak rodzina zawsze jest najważniejsza. Ja jestem naprawdę dumna z tego, że autor potrafił stworzyć coś takiego i w tak dobry sposób odwzorować realia Japonii aż do ostatnich stron i zakończenia książki. Wprost nie mogę się doczekać kolejnego tomu!

Słyszałam wiele opinii na temat tego, że pierwsze sto stron książki jest nużących. Ja nie zauważyłam czegoś takiego, gdyż książka zainteresowała mnie na tyle mocno, że wczułam się w nią od samego początku. Specjalnie nie czytałam jej szybko, żeby móc rozkoszować się takim przedstawieniem Japonii, gdyż pewnie szybko go ponownie nie ujrzę. Ostatnio popełniłam ten błąd z Cieniami na Księżycu: czytałam tę powieść zbyt szybko, zamiast ją dawkować, i żałuję, że nie spędziłam więcej czasu w tamtym świecie wykreowanym przez autorkę. Akcja Tancerzy burzy jest naprawdę wciągająca, nawet jeśli nic wielkiego się nie dzieje to czytelnik i tak chce czytać dalej, żeby dowiedzieć się, jak potoczyły się losy Yukiko. Ja jestem bardzo zadowolona z tej lektury i wiem, że kolejna część będzie jeszcze lepsza.

Tancerze burzy to powieść idealna dla wszystkich osób, które kochają kulturę japońską, a jeszcze nie miały możliwości ujrzenia jej połączenia ze steampunkiem. Właściwie to ta książka ma w sobie tyle pozytywnych cech, że każdy znajdzie w niej coś dla siebie: jest dla miłośników steampunku, Japoni i mitologii, a przecież wszyscy to kochamy, prawda? Według mnie jest naprawdę świetnie napisana i przede wszystkim: autor w idealny sposób przedstawił realia tamtego świata. Ja ze swojej strony mogę tylko ją bardzo polecić i zapewnić, że spędzicie z nią naprawdę wiele świetnych chwil, tak jak ja.

"Pewnego dnia pojmiesz, że czasami wszyscy musimy coś poświęcić w imię czegoś większego".


Praying For Rain (#0,5) | The Last Stormdancer (#0,6) | Tancerze Burzy (#1) | The Little Stormdancer (#1,5) | Kinslayer (#2) | ? (#3)


Za możliwość poznania losów Yukiko i arashitory serdecznie dziękuję wydawnictwu Uroboros!

11 komentarze:

  1. Całkiem ciekawie zapowiada się ta książka:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mimo pozytywnej recenzji raczej się nie skuszę :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Raczej nie przeczytam bo nie interesuję się, ani mitologią, ani kulturą Japonii, więc... ;) ale twoja recenzja naprawdę wnikliwie napisana :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Moje pierwsze spotkanie ze steampunkiem.nie było zbyt udane, dla tego chętnie sięgnę

    OdpowiedzUsuń
  5. Japonia? Chyba nie. Ale... w sumie... może kiedyś.

    OdpowiedzUsuń
  6. Zapowiada się ciekawie. Z chęcią sięgnę. ;))

    OdpowiedzUsuń
  7. Zapowiada się ciekawie. Chętnie na nią spojrzę ^^

    weronine-library.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Niestety steampunk bez steampunku mnie nie przekonuje, ale książka ogólnie znośna, można przeczytać :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Jestem bardzo ciekawa tej powieści :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Japonia najbardziej mnie do tego ciągnie. Nakręcam się na tę książkę coraz bardziej!

    OdpowiedzUsuń
  11. Uwielbiam świeże wydawnictwa, które starają się jak mogą by zadowolić czytelników. Książka kusi mnie bardzo od jakiegoś czasu, a to że porusza japońskie klimaty to tylko dodatkowy plus. Od zawsze podkochiwałam się w tej kulturze więc z chęcią połączę dwie przyjemności.

    http://mocnosubiektywna.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń

 

Blog Archive