Oryginalny tytuł: City Of Bones
Autorka: Cassandra Clare
Ilość stron: 508
Wydawnictwo: MAG
Kategoria: fantastyka
Wydanie polskie: 2009 (2013 - wznowienie w wersji filmowej)
Wydanie oryginalne: 2007
Cena z okładki: 35 zł
Ocena: 10/10
"Kochać to niszczyć, a być kochanym, to zostać zniszczonym".
Clary Fray pewnego dnia postanawia wybrać się ze swoim przyjacielem Simonem do klubu Pandemonium. Już na wejściu spotyka interesującego chłopaka, który odróżnia się od innych osób swoim zachowaniem i kolorem włosów. Dziewczyna stara się dobrze bawić u boku najlepszego przyjaciela, jednak widzi, że pewna dziewczyna prowadzi ze sobą tego samego chłopaka, którego spotkała przy wejściu do klubu, w ustronne miejsce. Clary czuje w powietrzu kłopoty, więc zostawia Simona i idzie za tymi dwoma osobami. Właśnie przez to wydarzenie jej cały świat ulegnie zmianie. Widzi, że na jej oczach chłopak zostaje zamordowany przez trójkę osób: dwóch chłopaków i dziewczynę, która go tam zwabiła. Próbuje zawołać pomoc i pokazać zwłoki chłopaka, jednak okazuje się, że nikt nie widzi trójki zabójców oprócz niej samej, a ciało dziwnym sposobem zniknęło. W tym momencie Clary wkracza w tajemniczy świat Nocnych Łowców...
Stara się zapomnieć o sytuacji w klubie, jednak ciągle nie daje jej to spokoju. Aż do czasu, gdy ponownie spotyka jednego z zabójców chłopaka. Okazuje się, że Jace, bo tak się jej przedstawił, należy do rasy Nocnych Łowców, a chłopak, którego zabił wcale nie był człowiekiem, ale demonem. Dziewczyna nie wierzy w to, co jej powiedział aż do chwili, w której jej samej przychodzi zmierzyć się z jednym z tych stworzeń. Ma to miejsce wtedy, gdy dziewczyna wraca do domu i okazuje się, że wszystko w środku jest zniszczone, jej matka została porwana, a zza rogu wyskakuje na nią demon. Clary udaje się go pokonać, a następnie z pomocą przychodzi jej Jace, który wprowadza dziewczynę do nowojorskiego Instytutu, w którym mieszkają Nocni Łowcy. Clary nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, jak wielką rolę będzie odgrywać w tamtym świecie, a to dopiero początek jej przygód.
"Sarkazm to ostatnia deska ratunku, dla osób o upośledzonej wyobraźni".
Już na samym początku muszę Was przeprosić, jeśli moja recenzja będzie nieskładna i brzmiała mniej więcej w ten sposób: "Kocham tę ksiażkę! Kocham Jace! Dary Anioła są idealne!", ale mam w sobie teraz za dużo emocji, których naprawdę nie potrafię przelać w tę wypowiedź. Miasto kości czytałam już w 2009 r., zaraz po wydaniu książki na polskim rynku, i ani na chwilę nie żałowałam mojego wyboru, który, krótko mówiąc, został podjęty bardzo szybko. Nie widziałam nawet, co to za książka ani o czym jest, ale od momentu, w którym ujrzałam ją w księgarni wiedziałam, że musi być moja. Tak też się stało i dzięki Mieście kości zaczęła się moja przygoda z nałogowym czytaniem książek, jednak do tej pory jest to jedna z moich ulubionych serii, do której mam wielki sentyment i której za żadne skarby świata nikomu bym nie oddała. Już mniej więcej wiecie, że uwielbiam tę książkę, więc postaram się choć w malutkim stopniu okazać w tej recenzji moje odczucia względem tej powieści, co może okazać się naprawdę bardzo trudne. Gotowi na peany? Mam nadzieję, że tak, bo ta recenzja to jedna wielka pieśń pochwalna na temat Miasta kości.
Zacznijmy od tego, że czytałam tę książkę cztery lata temu i do tej pory pozostawiła w moim sercu oraz głowie wielki ślad. Przez te cztery lata miałam okazję zapoznać się z dalszymi częściami tej serii oraz z inną trylogią tej autorki, czyli Diabelskimi maszynami. Miasto kości czytałam już naprawdę niezliczoną ilość razy i fabułę mogłabym Wam wyśpiewać, gdybyście obudzili mnie o pierwszej w nocy. Świat Nocnych Łowców stał mi się tak bliski, jakby istniał naprawdę i jakbym do niego od zawsze należała. Nigdy nie zdarzyło mi się, żebym w aż taki sposób przeżywała każdą stronę powieści i bez pamięci się w niej zatraciła. Każdą kartkę przewracałam z nabożnym uwielbieniem w oczach, a wszystkie pięć tomów serii oraz trylogia Diabelskie maszyny stoi na górnej półce na samiutkim początku, tak że za każdym razem, gdy przechodzę koło mojej biblioteczki to pierwsze, co widzę to właśnie te ukochane książki. To jedna z niewielu serii, które mogłabym czytać w kółko i która nigdy mi się nie znudzi. Za każdym razem przenoszę się wtedy w całkowicie odmienny świat i żaden bodziec zewnętrzny nie jest w stanie oderwać mnie z mojego transu, gdy sięgam po Miasto kości. To więcej niż zwykła książka, naprawdę. W trakcie czytania tej powieści nie liczy się dla mnie fakt, że jestem głodna, że powinnam zrobić zadania lub się pouczyć, nieważne, że jest noc i powinnam spać zamiast z uwielbieniem pochłaniać każdą kolejną stronę - liczy się tylko Miasto kości, świat Nocnych Łowców i nic więcej.
Z bohaterami tej powieści bardzo się zżyłam i czuję się, jakby byli częścią mojej rodziny. Mimo tego, że czasami podejmowali głupie decyzje i robili naprawdę elementarne błędy, to i tak przecież nikt z nas nie jest idealny - autorka w ten sposób pokazała, że postacie są do bólu rzeczywiste. Często nie zgadzałam się z wyborami Clary i, mimo tego, że mnie momentami bardzo irytowała, byłam z niej dumna, gdy potrafiła wpaść na właściwą odpowiedź. Jace od zawsze i na zawsze będzie jedną z moich najukochańszych postaci - zabawny, strzelający ciętymi ripostami, jak z rękawa, arogancki i nieczuły, czyli typowy bad boy, a jednak potrafi pokazać swoją łagodniejszą stronę. Nie sposób go określić jakimikolwiek słowami i wyrazić całą swoją miłość. Simon, Izzy i Alec - ich uwielbiam po prostu za wszystko. Simona za to, że zawsze był przy Clary, Izzy za to, że była bardzo wyrazista, wiecznie wściekła i potrafiła jawnie nie zgadzać się ze wszystkimi, a Aleca za to, że był... po prostu Aleckiem. Nieco zgryźliwym i wrednym dla głównej bohaterki, ale w obronie przyjaciół zrobiłby wszystko. I jest jeszcze Magnus. Ach, Magnus. Aż chciałoby się strzelić tutaj masą serduszek, które w małym stopniu wyjaśniłyby moją miłość do tego bohatera. Mimo tego, że pojawiał się w Mieście kości epizodycznie, to i tak pokochałam go już od pierwszego tomu, a podczas czytania kolejnych tylko utwierdzałam się w tym, że bez Magnusa ta seria nie byłaby tak idealna. Naprawdę dziwnie opisywać mi bohaterów tej książki, gdyż czuję się, jakbym miała opisywać własną rodzinę na pierwszych lekcjach w szkole: jacy są, czym się zajmują, za co tak bardzo ich lubię. Moje uczucia względem wszystkich książkowych postaci z tej serii są bardzo jasne, więc niestety nie potrafię w pełni oddać tego, jak bardzo ich uwielbiam.
Czytałam Miasto kości niezliczoną ilość razy, więc możecie uwierzyć mi w to, że za każdym razem moja miłość do tej serii tylko wzrastała. Chyba nie znalazłam żadnych minusów, a nawet jeśli takie były to na tyle niewidoczne, że całkowicie o nich zapomniałam. Styl Cassandry Clare jest jedyny w swoim rodzaju. Potrafi tak bardzo zamieszać w głowach czytelników, że całkowicie zgubimy wątek i nawet nie spostrzeżemy się, gdy autorka rzuci nam pod koniec książki oczywistą rzecz, na którą kroiło się od samego początku książki. Poza tym przyzwyczaiłam się już do stylu tej autorki na tyle, że teraz czytam o wiele uważniej jej powieści. Wiem, że jeśli Cassandra Clare niby przez przypadek przytoczyła jakąś rozmowę, czy pokazała jakiś przedmiot, to znaczy, że będzie miał on duże znaczenie w przyszłości Nocnych Łowców. Autorka stara się po prostu zabawić z naszą spostrzegawczością i sprawdzić, czy czytamy książkę na tyle uważnie, żeby połączyć wszystkie elementy w zgrabną całość. Wszystko, co autorka opisała w danym tomie serii ma wielkie znaczenie. U Cassandry Clare nie ma przypadków, czy wypadków przy pracy, wszystko ma swój określony cel, który poznamy pod koniec książki... czy nawet pod koniec serii. Jeśli już jesteśmy w temacie ostatniej części, to absolutnie nie mogę się doczekać tego momentu, w którym poznam rozwiązanie wszystkich zagadek. Ktoś może zarzucić autorce, że przecież Dary anioła miały być trylogią. I faktycznie są... Tylko w pewien sposób podwójną. Miasto kości, Miasto popiołów i Miasto szkła stanowią jedną trylogię, która skupia się wokół Clary, Jace'a, walki z Valentinem i szukania wszystkich Darów otrzymanych od Nocnych Łowców przez Anioła Razjela. Natomiast Miasto upadłych aniołów, Miasto zagubionych dusz i Miasto rajskiego ognia traktują o nieco innych tematach: na główny plan wysuwają się tutaj inni bohaterowie, oczywiście Jace i Clary dalej są głównymi postaciami, oraz porusza całkowicie inny wątek przygód Nocnych Łowców. Och, a przygód to oni mieli naprawdę mnóstwo i pewnie jeszcze wiele przeżyją. Trochę się tutaj rozpisałam na ten temat, ale uwierzcie mi, że mam naprawdę zbyt wiele do powiedzenia na temat Miasta kości i całej tej serii. Po prostu nie ma takiej rzeczy, która by mi się nie spodobała w tej książce, jak i całej serii. Wszystko według mnie perfekcyjnie ze sobą współgra i tworzy idealną całość, tak że czytelnik nie może się doczekać kolejnych tomów, a szczególnie po przeczytaniu zakończenia tej powieści.
Miasto kości to książka jedyna w swoim rodzaju, którą kocham miłością bezgraniczną i będę ją polecać dosłownie każdej osobie, którą spotkam. Pierwsza powieść, która przychodzi mi na myśl, gdy ktoś mówi: "Tyle czytasz... Może poleć mi jakąś fajną książkę", to właśnie Miasto kości. Nie ma takiego przymiotnika, rzeczownika, czasownika, czy innej części mowy, dzięki której mogłabym określić swoje wszystkie odczucia względem tej powieści. To, co opisałam powyżej to jedynie marna namiastka tego, co czuję do Miasta kości. Jeśli więc nie spotkaliście się z tą książką, nie czytaliście jej, czy nie chcecie jej przeczytać, to powiem Wam jedną rzecz: Bardzo źle robicie, jesteście w wielkim błędzie! Powinniście jak najszybciej sięgnąć po Miasto kości, jak i kolejne części tej serii. Jeśli się Wam nie spodoba to możecie winić mnie, ale prawda jest taka, że tej książce nie mam nic do zarzucenia... No może oprócz rąk na szyję Jace'a lub Magnusa, ale to już inna sprawa. Już kończąc, wspomnę, że: polecam, polecam, polecam, z całego serca polecam!
Czytałam Miasto kości niezliczoną ilość razy, więc możecie uwierzyć mi w to, że za każdym razem moja miłość do tej serii tylko wzrastała. Chyba nie znalazłam żadnych minusów, a nawet jeśli takie były to na tyle niewidoczne, że całkowicie o nich zapomniałam. Styl Cassandry Clare jest jedyny w swoim rodzaju. Potrafi tak bardzo zamieszać w głowach czytelników, że całkowicie zgubimy wątek i nawet nie spostrzeżemy się, gdy autorka rzuci nam pod koniec książki oczywistą rzecz, na którą kroiło się od samego początku książki. Poza tym przyzwyczaiłam się już do stylu tej autorki na tyle, że teraz czytam o wiele uważniej jej powieści. Wiem, że jeśli Cassandra Clare niby przez przypadek przytoczyła jakąś rozmowę, czy pokazała jakiś przedmiot, to znaczy, że będzie miał on duże znaczenie w przyszłości Nocnych Łowców. Autorka stara się po prostu zabawić z naszą spostrzegawczością i sprawdzić, czy czytamy książkę na tyle uważnie, żeby połączyć wszystkie elementy w zgrabną całość. Wszystko, co autorka opisała w danym tomie serii ma wielkie znaczenie. U Cassandry Clare nie ma przypadków, czy wypadków przy pracy, wszystko ma swój określony cel, który poznamy pod koniec książki... czy nawet pod koniec serii. Jeśli już jesteśmy w temacie ostatniej części, to absolutnie nie mogę się doczekać tego momentu, w którym poznam rozwiązanie wszystkich zagadek. Ktoś może zarzucić autorce, że przecież Dary anioła miały być trylogią. I faktycznie są... Tylko w pewien sposób podwójną. Miasto kości, Miasto popiołów i Miasto szkła stanowią jedną trylogię, która skupia się wokół Clary, Jace'a, walki z Valentinem i szukania wszystkich Darów otrzymanych od Nocnych Łowców przez Anioła Razjela. Natomiast Miasto upadłych aniołów, Miasto zagubionych dusz i Miasto rajskiego ognia traktują o nieco innych tematach: na główny plan wysuwają się tutaj inni bohaterowie, oczywiście Jace i Clary dalej są głównymi postaciami, oraz porusza całkowicie inny wątek przygód Nocnych Łowców. Och, a przygód to oni mieli naprawdę mnóstwo i pewnie jeszcze wiele przeżyją. Trochę się tutaj rozpisałam na ten temat, ale uwierzcie mi, że mam naprawdę zbyt wiele do powiedzenia na temat Miasta kości i całej tej serii. Po prostu nie ma takiej rzeczy, która by mi się nie spodobała w tej książce, jak i całej serii. Wszystko według mnie perfekcyjnie ze sobą współgra i tworzy idealną całość, tak że czytelnik nie może się doczekać kolejnych tomów, a szczególnie po przeczytaniu zakończenia tej powieści.
Miasto kości to książka jedyna w swoim rodzaju, którą kocham miłością bezgraniczną i będę ją polecać dosłownie każdej osobie, którą spotkam. Pierwsza powieść, która przychodzi mi na myśl, gdy ktoś mówi: "Tyle czytasz... Może poleć mi jakąś fajną książkę", to właśnie Miasto kości. Nie ma takiego przymiotnika, rzeczownika, czasownika, czy innej części mowy, dzięki której mogłabym określić swoje wszystkie odczucia względem tej powieści. To, co opisałam powyżej to jedynie marna namiastka tego, co czuję do Miasta kości. Jeśli więc nie spotkaliście się z tą książką, nie czytaliście jej, czy nie chcecie jej przeczytać, to powiem Wam jedną rzecz: Bardzo źle robicie, jesteście w wielkim błędzie! Powinniście jak najszybciej sięgnąć po Miasto kości, jak i kolejne części tej serii. Jeśli się Wam nie spodoba to możecie winić mnie, ale prawda jest taka, że tej książce nie mam nic do zarzucenia... No może oprócz rąk na szyję Jace'a lub Magnusa, ale to już inna sprawa. Już kończąc, wspomnę, że: polecam, polecam, polecam, z całego serca polecam!
"- W przyszłości, Clarisso, może byłoby rozsądnie wspomnieć, że masz już mężczyznę w swoim łóżku, żeby uniknąć takich niezręcznych sytuacji - powiedział.
- Zaprosiłaś go do łóżka? - spytał Simon, wstrząśnięty.
- Śmieszne, co? - rzucił Jace - Przecież wszyscy byśmy się nie zmieścili.
- Nie zapraszałam go do łóżka - warknęła Clary. - Po prostu się całowaliśmy.
- Tylko całowaliśmy? - Ton Jace'a był pełen udawanej urazy. - Tak szybko zapomniałaś o naszej miłości?".
Za możliwość ponownego zakochania się w Mieście kości dziękuję wydawnictwu MAG!
Też mam takie książki - a może raczej autorów - które ślepo kocham i nie potrafię być wobec nich obiektywny. Ciekawa recenzja, czuć frajdę, jaką sprawiła Ci lektura :)
OdpowiedzUsuńObawiam się, że Magnus pokręcił by nosem na twoje rzucanie się na jego szyję.. :D
OdpowiedzUsuńA co książek.. hmmm pierwsze 3 części uwielbiam! :D
Kolejne już mniej...
Czuję dokładnie to samo! Jak się raz przeczyta tę książkę, to już się nie da od niej uwolnić ♥
OdpowiedzUsuńUwielbiam Dary Anioła! :D
OdpowiedzUsuńSkończyłam na ''Mieście Szkła'' i teraz poluję na następną część :)
Pozdrawiam!
weronine-library.blogspot.com
Jaka długa recenzja! :o
OdpowiedzUsuńJeszcze nie zaczęłam czytać, ale zacznę, obiecuję :D
Mam nadzieję, że jest naprawdę taka dobra bo czeka już na mojej półce :)
OdpowiedzUsuńMuszę w końcu sięgnąc po "Dary anioła". Najpierw książka, a później film ;)
OdpowiedzUsuńWg mnie Dary Anioła to taki kolejny "Zmierzch". Mimo wszystko nie mogę powiedzieć, że mi się nie podoba. Jest to kolejna kiczowata seria o wieeeelkiej miłości i... o niczym więcej. Typowa odmóżdżająca, uwielbiana przez dziewczyny seria. Ja może za tym nie szaleje, aczkolwiek miło się takie rzeczy czyta (jak to każde romansidło ;) ). Ale uważam, że prequel Darów czyli trylogia Diabelskie Maszyny jest o wiele lepsza. :)
OdpowiedzUsuńNo cóż, według mnie nie ma co porównywać tej serii do "Zmierzchu", bo to całkiem inna liga, ale zgadzam się co do tego, że "Diabelskie maszyny" wypadają lepiej niż "Dary anioła". ;)
OdpowiedzUsuńUwielbiam<3 Zgadzam się z Tobą w stu procentach. Jedna z moich ulubionych serii, jak na razie, bo mam za sobą trzy tomy;)
OdpowiedzUsuńSłyszałam wiele dobrego o tej książce. Poluję w bibliotece i mam nadzieję, że za niedługo trafi w moje ręce.
OdpowiedzUsuńJeszcze przede mną :) No cóż, mam nadzieję, że nie na długo ;)
OdpowiedzUsuńnie chcę być samobójcą, ale skłamałabym mówiąc ,że Miasto kości mi się podobała.. książkę przeczytałam po milionie innych podobnych serii i przez to wydawała mi się nudna i schematyczna. chociaż gdyby to była moja pierwsza paranormalna książka, pewnie byłabym w niej zakochana jak Ty.
OdpowiedzUsuńMam ją na oku od dłuższego czasu
OdpowiedzUsuńPrzede mną dopiero Miasto Szkła, ale już uważam, że to jedne z najlepszych książek ever ♥
OdpowiedzUsuńKsiążka mi się spodobała, ale trochę mniej, niż Tobie. Jak na razie skończyłam drugi tom serii i utknęłam :(
OdpowiedzUsuńnie miałam jeszcze okazji, ale raczej nie jestem targetem takich powieści
OdpowiedzUsuńKsiążkę uwielbiam, choć z pewnością nie jest to bezgraniczna miłość tak jak w Twoim przypadku. Lubię do niej wracać i uważam, że to naprawdę świetna historia, choć przyznaję, że do moich najukochańszych nie należy :P
OdpowiedzUsuńDzisiaj dostałam film na podstawie książki i niestety (albo stety) obejrzałam go przed przeczytaniem książki. Słyszałam, że niewiele się różni. Jednak kiedy minęły te 2 godziny i 9 minut (sekund nie liczyłam) zachciało mi się przeczytać pierwszy tom książki. Ot tak, nic w kolejności. 10 minut zajęło mi kupienie ebooka i wgranie go na czytnik. Przepadłam.
OdpowiedzUsuńCzytając twoją opinie aż mi się zachciało wrócić do książki na nowo, mimo tego że już ją czytałam, tylko że było to już z chyba 3 lata temu więc już pamięć mnie trochę zawodzi, czas chyba ją już odświeżyć :)
OdpowiedzUsuńJedna z moich ulubionych serii i szkoda, że mam ją już za soba
OdpowiedzUsuńLubię książki o tej tematyce. Za tą jeszcze się nie zabrałam, ale mam to w planach. Pozdrawiam i zapraszam do mnie :)
OdpowiedzUsuńRównież uwielbiam tą serię i czytałam ją wiele wiele razy :) Cieszę się z popularności, jaką seria teraz zyskała, ale muszę przyznać, że według mnie film jest beznadziejny.
OdpowiedzUsuńAh, jaka cudna recenzja *o* Nie czytałam "Miasta kości", ale ... przymierzam się do tego ^^
OdpowiedzUsuń
OdpowiedzUsuńWitam serdecznie
Chciałabym przedstawić konkursik, może akurat nagrody przypadną komuś do gustu i zechce wziąć w nim udział...
Jest mega konkurs książkowy gdzie zwycięzców będzie aż 19, a nagrodami są przeróżne książki, zarówno literatura kobieca, fantasy, poradniki... Do koloru do wyboru :)
Nie chciałabym nadużywać gościnności i linku nie zostawię, ale jeżeli ktoś byłby zainteresowany to zapraszam na mój profil, a tam znajdziecie Książeczki synka i córeczki, a tam po boku jest banerek i tak traficie na konkursik :)
Z góry chciałabym ogromnie przeprosić za spam, wiem że pewnie wiele z Was ma już dość takich autopromocji, ale mimo wszystko spróbuję szczęścia i mam nadzieję, że znajdą się chętni na takie fajne nagrody tym bardziej, że nie żadnych zadań, pytań... Wystarczy jedynie konto na FB :)
Pozdrawiam cieplutko
Marta
Uwielbiam tę serię :D Jak dla mnie to z tomu na tom robi się coraz ciekawiej :D
OdpowiedzUsuńTa książka ma zadziwiająco dużo takich recenzji w stylu "kocham ją". To znaczy, może przestanie mnie to dziwić, kiedy wreszcie się przemogę i ją przeczytam. Bo już mi się przykro robi, jak czytam tyle o miłości do tej książki xD
OdpowiedzUsuńZ jaką radością bym to przeczytała!
OdpowiedzUsuńMoje MUST READ, kiedy tylko nadarzy się okazja.
A właściwie i bez okazji kupię tę książkę :)