Oryginalny tytuł: Tiger's Quest
Autorka: Colleen Houck
Ilość stron: 415
Wydawnictwo: Otwarte
Kategoria: literatura młodzieżowa
Wydanie polskie: 2012
Wydanie oryginalne: 2011
Cena z okładki: 34,90 zł
Ocena: 3/10
Dostępna również: Księgarnia Gandalf
"Serce Kelsey zostało złamane, pradawne zaklęcie - nie."
Collen Houck postanowiła napisać "Klątwę tygrysa" po przeczytaniu "Zmierzchu". Ponieważ nie znalazła dla niej wydawcy, opublikowała ją za własne pieniądze. I wtedy wydarzyło się coś niezwykłego. Powieść szturmem zdobyła listy bestsellerów, setki tysięcy fanów, a wydawcy z całego świata i producenci filmowi walczyli o prawa do książki.
Kelsey wróciła z Indii do Oregonu, żeby tutaj zapomnieć o indyjskim księciu. Chce chociaż przez jakiś czas wieść normalne życie. Jest to jednak trudne, gdy dostaje od pana Kadama kosztowny dom i samochód, co wszystko zaplanował dla niej Ren. Postarał się nawet o to, żeby zapisać ją na dobre studia i zajęcia wushu. W między czasie poznaje trzech chłopaków, z którymi postanawia się umówić. Dwie pierwsze randki to całkowite katastrofy, ale trzecia jest już trochę inna. W Boże Narodzenie dziewczyna postanawia związać się z jednym chłopakiem, jednak nie jest to proste, bo na drodze stanął nikt inny, jak jej indyjski książę Ren.
Zło nigdy nie śpi. Lokesh, czarownik, który rzucił na indyjskich braci klątwę, jest na tropie Kelsey. Razem z Kishanem i Renem muszą uciekać do Indii, by tam rozwiązać słowa przepowiedni i uwolnić tygrysy z klątwy. Jednak nagle wszystko się komplikuje, gdyż jeden z braci zostaje porwany.. Teraz stawka jest jeszcze wyższa. Nie chodzi tylko o złamanie klątwy, ale również o ocalenie tygrysa.
"Pokonanie siebie i swoich słabości to większy sukces niż pokonanie wielotysięcznej armii."
Po przeczytaniu pierwszej części przygód Kelsey i indyjskich braci nie mogłam się doczekać kontynuacji. Zobaczyłam też, że na LC książka ma wysoką ocenę (bo aż 8!), więc musiałam ją mieć. Piękna okładka i sukces poprzedniej części skłoniły mnie do kupna tejże książki. Liczyłam na jeszcze lepszą zabawę i interesującą fabułę.. Jednak bardzo się przeliczyłam.
Zacznijmy od samego początku - pierwsze 100 stron to maksimum nudy. Kelsey wraca do Oregonu, ubolewa nad tym, że w Indiach zostawiła Rena i płacze po kątach. Kupuje sobie nawet maskotkę - białego tygrysa. Naprawdę myślałam, że tam oszaleję. Nie mogłam znieść jej całodobowego kwilenia: "Jak mogłam zostawić Rena? Dlaczego byłam taka głupia? Nie, nie powinnam się nad sobą użalać. Od teraz będę niezależną kobietą!". Umawia się przy tym na 3 randki w tym samym czasie. Naprawdę nie wiem co skusiło tych chłopaków do umówienia się z nią. Najwyraźniej wszystkie interesujące dziewczyny były już zajęte.
Dodatkowo pani Houck ma dziwny zwyczaj opisywania każdej, dosłownie każdej czynności wykonywanej przez bohaterkę. Nawet jak nic się nie dzieje - to pisze o tym, że nic się nie dzieje. Dowiadujemy się, że Kelsey była w samolocie, jadła to i to na obiad, wróciła i absolutnie nie pozwoliła na przyjęcie drogiego samochodu od pana Kadama. Jednak potem się zgodziła, weszła do domu, zaczęła podziwiać wszystkie meble i oczywiście każda rzecz przypominała jej Rena. Potem znowu coś jadła (tutaj mamy cały przepis), głaskała Fanindrę i poszła spać. To wszystko można by streścić do kilkunastu zdań, a autorka rozpisała się o tym na pięć kartek. I tak wygląda mniej więcej 100 stron książki, po których wraca nasz bohater Ren i znowu wszystko jest pięknie.
"Czasami miłość sprawia, że zachowujemy się jak szaleńcy."
Teraz troszeczkę ponarzekam sobie na bohaterów. Od początku Kelsey mnie irytowała. Ale w tej części już przeszła samą siebie. Podejmowała dziwne decyzje, użalała się nad sobą, płakała nad Renem i jednocześnie odpychała Kishana. W pierwszej części mogłam ją jeszcze jakoś znieść, ale tutaj nie mogłam tego wytrzymać. Najpierw zostawia Rena, a potem za nim płacze i mówi, że była głupia.. Najpierw chyba powinna pomyśleć, a potem mówić. Dodatkowo na Kelsey w Oregonie czekało dosłownie wszystko - dom, samochód, karta kredytowa i idealne studia. Boże, co jeszcze? Niech zatrudnią jej jeszcze osobę od płakania i ogarniania włosów z twarzy, bo to jedyne rzeczy jakie Kelsey robiła samodzielnie. Bohaterka nie wyróżnia się niczym szczególnym, nie potrafi nic zrobić, tylko wiecznie się nad sobą użalać. Jest w jej głowie jedna wielka pustka.
Następny na odstrzał idzie Ren. Po pierwsze: od kiedy to on jest blondynem?! Może się mylę, ale w poprzedniej części czytałam, że jest brunetem. Wcześniej był naprawdę do zniesienia, ale teraz autorka zrobiła z niego jedną wielką ciapę, podobną do Edwarda Cullena. Jest tak idealny, że aż nieprawdziwy - pisze wiersze, gra na gitarze, ma głos anioła, uwielbia dosłownie wszystko co jego dziewczyna zrobi. Cały czas tylko chodził za Kelsey przez co stał się bezpłciowy i nudny w odbiorze.
Czekałam na więcej Kishana i proszę bardzo! Prawie cała książka z jego udziałem. Byłabym wniebowzięta, gdyby był cały czas tą samą osobą, która ukazała się w poprzedniej części. Colleen Houck na początku pokazała nam niebezpiecznego i nieprzewidywalnego chłopaka, którego tutaj zamieniła w ckliwego Romea, będącego na każde skinięcie Kelsey. Gdzie się podział ten czarny tygrys, którym miał być?! Dodatkowo prawie wszystkie rozmowy pomiędzy nim a główną bohaterką wyglądały mniej więcej tak: " - O Boże, Kelsey jak ja Cię kocham! - Kishanie, dobrze wiesz o tym, że kocham Rena i to się nie zmieni. - Ale ja będę o Ciebie walczył do końca moich dni." Naprawdę miałam masę śmiechu przy czytaniu tego. Dodatkowo cały trójkąt miłosny jest wyssany z "Pamiętników Wampirów". Kropka w kropkę wszystko rozgrywa się tak samo. Najpierw Kelsey-Elena jest szczęśliwa z Renem-Stefanem i pojawia się zły brat Kishan-Damon. Kelsey-Elenie coś odbija i zostawia swojego ukochanego, by potem włóczyć się z Kishanem-Damonem, który nagle zapomina o całym świecie i zakochuje się w niej. Dajcie spokój, w jednej książce można to znieść, ale jak coś takiego się powtarza to nie wiem co mam robić - śmiać się czy płakać?
Jedyną osobą, która się nie zmieniła był cudowny Pan Kadam. Cały czas zdumiewała mnie jego mądrość, znajomość języków bądź obyczajów innych kultur. Był jak chodząca encyklopedia. Właściwie to książką czytałam tylko ze względu na jego postać Gdyby nie on, książka zasługiwałaby na miano beznadziejnej.
Kolejna z przygód odbywa się w Shangari-La, gdzie odbędzie się test czterech domów. Dom nietoperzy, ptaków, tykw i syren stoi im na drodze. Naprawdę to było najgłupsze zadanie o jakimkolwiek słyszałam. Ten niby test, wyglądał mniej więcej tak, że wszystkie tykwy zostały porozrzucane i rozbite, syreny łatwo ich puściły, nietoperze jeszcze im pomagały, a kruki oczyściły im umysły po to, żeby udało im się wypełnić misję. Czy tylko mi się wydaje, że test powinien wyglądać inaczej? Powinni się z czymś zmierzyć, a nie powinno im być jeszcze łatwiej. Dodatkowo Kelsey otrzymuje super moc i kołczan, który sam napełnia się strzałami. To jest niedorzeczne. Gdy tylko przeczytałam, że Kelsey nagle strzela błyskawicami już wiedziałam, że książka będzie tragiczna. Tak naprawdę jedyną rzeczą jaka stała im na drodze to żelazne ptaki, które oczywiście super bohatersko pokonali i zyskali uwaga.. chustkę! Ale naprawdę niezwykłą chustkę. Potrafi wyczarować ubranie, materace albo uderzyć w rywala wiatrem. To jest już śmieszne.
Przede wszystkim co się stało z tymi opisami świątyń, które tak urzekły mnie w poprzedniej części?! Gdzie całe piękno Indii, którym zachwycałam się przy ostatnim spotkaniu z tą serią? Akcja tak szybko leciała, że autorka nie miała nawet czasu opisać jakiejkolwiek świątyni bądź muzeum. Wszystko zostało bezbarwnie ograniczone do minimum obrazowości. Jedyną rzeczą, która mi się spodobała to spotkanie elfów. Tylko to mnie zaintrygowało w tej książce, ale autorka szybko pozbyła się tego wątku. Opisy głównie skupiały się na przedstawianiu niezwykłej urody Kelsey i na tym, że Ren wygląda jak grecki bóg.
Muszę wspomnieć o starciu z Lokeshem. To było po prostu bez jakiegokolwiek sensu. Przedtem autorka opisywała każdą czynność jaką wykonywała Kelsey, a w tym momencie pomiędzy powrotem z Shangari-La a starciem z Lokeshem nie mija nawet jeden rozdział. Do tego spotkania doszło za szybko, chociaż podobno bohaterowie byli przygotowani na każdą ewentualność. A teraz najgłupsza rzecz, jaką kiedykolwiek czytałam - bohaterka uderza w potężnego czarownika... landrynkami!
Dodatkowo zastanawiam się nad okładkami. Na pierwszej był Ren, a na drugiej Kishan. Czy to znaczy, że ten potwór, który znajduje się na kolejnej części to Kelsey?! :D [klik]
Gdyby nie to, że akcja książki rozgrywa się w Indiach (w których jestem zakochana!) i występuje postać pana Kadama wystawiłabym jej z czystym sumieniem najniższą ocenę. Książka jest po prostu nudna, a to czterysta stron wlokło się za mną niesamowicie.. Cztery dni wycięte z życia. Już nigdy nie dostanę ich z powrotem! Nie warto marnować czasu na książkę. Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że to najgorsza książka z jaką w ostatnim roku się spotkałam. Mogę ją podsumować w jednym zdaniu: Prawdziwym "wyzwaniem" jest przeczytanie tej książki.
" - Niezależnie od tego, co się stanie, pamiętaj, że cię kocham, hridaj patni. Obiecaj mi, że będziesz pamiętała.
- Będę. Obiecuję. Mudźhe tumse pjar hai, Ren."
Kolejna z przygód odbywa się w Shangari-La, gdzie odbędzie się test czterech domów. Dom nietoperzy, ptaków, tykw i syren stoi im na drodze. Naprawdę to było najgłupsze zadanie o jakimkolwiek słyszałam. Ten niby test, wyglądał mniej więcej tak, że wszystkie tykwy zostały porozrzucane i rozbite, syreny łatwo ich puściły, nietoperze jeszcze im pomagały, a kruki oczyściły im umysły po to, żeby udało im się wypełnić misję. Czy tylko mi się wydaje, że test powinien wyglądać inaczej? Powinni się z czymś zmierzyć, a nie powinno im być jeszcze łatwiej. Dodatkowo Kelsey otrzymuje super moc i kołczan, który sam napełnia się strzałami. To jest niedorzeczne. Gdy tylko przeczytałam, że Kelsey nagle strzela błyskawicami już wiedziałam, że książka będzie tragiczna. Tak naprawdę jedyną rzeczą jaka stała im na drodze to żelazne ptaki, które oczywiście super bohatersko pokonali i zyskali uwaga.. chustkę! Ale naprawdę niezwykłą chustkę. Potrafi wyczarować ubranie, materace albo uderzyć w rywala wiatrem. To jest już śmieszne.
Przede wszystkim co się stało z tymi opisami świątyń, które tak urzekły mnie w poprzedniej części?! Gdzie całe piękno Indii, którym zachwycałam się przy ostatnim spotkaniu z tą serią? Akcja tak szybko leciała, że autorka nie miała nawet czasu opisać jakiejkolwiek świątyni bądź muzeum. Wszystko zostało bezbarwnie ograniczone do minimum obrazowości. Jedyną rzeczą, która mi się spodobała to spotkanie elfów. Tylko to mnie zaintrygowało w tej książce, ale autorka szybko pozbyła się tego wątku. Opisy głównie skupiały się na przedstawianiu niezwykłej urody Kelsey i na tym, że Ren wygląda jak grecki bóg.
Muszę wspomnieć o starciu z Lokeshem. To było po prostu bez jakiegokolwiek sensu. Przedtem autorka opisywała każdą czynność jaką wykonywała Kelsey, a w tym momencie pomiędzy powrotem z Shangari-La a starciem z Lokeshem nie mija nawet jeden rozdział. Do tego spotkania doszło za szybko, chociaż podobno bohaterowie byli przygotowani na każdą ewentualność. A teraz najgłupsza rzecz, jaką kiedykolwiek czytałam - bohaterka uderza w potężnego czarownika... landrynkami!
Dodatkowo zastanawiam się nad okładkami. Na pierwszej był Ren, a na drugiej Kishan. Czy to znaczy, że ten potwór, który znajduje się na kolejnej części to Kelsey?! :D [klik]
Gdyby nie to, że akcja książki rozgrywa się w Indiach (w których jestem zakochana!) i występuje postać pana Kadama wystawiłabym jej z czystym sumieniem najniższą ocenę. Książka jest po prostu nudna, a to czterysta stron wlokło się za mną niesamowicie.. Cztery dni wycięte z życia. Już nigdy nie dostanę ich z powrotem! Nie warto marnować czasu na książkę. Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że to najgorsza książka z jaką w ostatnim roku się spotkałam. Mogę ją podsumować w jednym zdaniu: Prawdziwym "wyzwaniem" jest przeczytanie tej książki.
"Obudziłam się rozczarowana i stwierdziłam, że lezę nos w nos z Kishanem. Obejmował mnie ramieniem, a jego głowa spoczywała na moich włosach, przygważdżając mnie do łoża. Odepchnęłam go.
- Kishanie, Kishanie! Obudź się.
Na wpół sennie przyciągnął mnie do siebie.
- Ćśś, śpij dalej. Jeszcze nie rano.
- A właśnie, że rano - odparłam, szturchając go w żebra. - Czas wstawać. No już!
- W porządku, kochanie, ale najpierw mnie pocałuj. Mężczyzna potrzebuje motywacji, by wstać z łóżka.
- Tego rozdzaju motywacja raczej sprawi, że n i e wstanie. Nie mam zamiaru cię całować! A teraz rusz się wreszcie!"
***
Uff, jakoś przebrnęłam przez tę książkę, a teraz czeka mnie "Córka kata". Mam przeczucie, że ta będzie o wiele lepsza. Dodatkowo niedawno dostałam kolejną paczkę od Merlina, w której znajdował się: film "W ciemności" (który będę oglądać za chwilkę) oraz 2 książki "Lew Kairu" i "Ostatni kucharz chiński". Nie wiem za co pierwsze się zabrać. :c Pomału zbliża się szkoła.. Koniec czytania tony książek. O nie, nie chcę do szkoły. -,- Okej, na dzisiaj to tyle, a jutro powitam Was wywiadem z autorką "Morderstwa na mokradłach" - Saszą Hady! :3 Jak zwykle zostawiam Was z piosenką. <3
O rany... takie złe? :O Teraz to już na pewno nie zamówię.
OdpowiedzUsuńUwielbiam twoje recenzje, w których skrupulatnie i ciekawie oceniona jest cała książka. Nigdy nie interesowałam się tą serią, a po tak słabej drugiej części (czyli tej) raczej nie zacznę.
OdpowiedzUsuńO jejku, aż tak słabo? Pierwszą część kocham po prostu, druga stoi na półce. Twoja recenzja (swoją drogą świetna!) odebrała mi wszystkie chęci na lekturę tej książki :(
OdpowiedzUsuńCzytaj, w tej książce jest dużo ciekawych momentów.
UsuńPo tym, jak mówiłaś, że książka jest "dziwna" nie spodziewałam się, że to będzie oznaczało, że aż tak kiepska:P No cóż - po pierwszą część z pewnością sięgnę, a jak będzie z drugą zobaczymy:) (Pierwszy akapit sobie darowałam, bojąc się spoilerów z I tomu, nie wiem czy słusznie:P)
OdpowiedzUsuńjak to dobrze, że nie rozglądałam się póki co za tą serią... teraz chociaż wiem, że nie mam czego żałować...
OdpowiedzUsuńRozglądałam się za pierwszą częścią i będę to robić dalej. Chcę sprawdzić mimo wszystko, czy mi się spodoba. :)
OdpowiedzUsuńSłabizna... ehh czyli odpuszczam :P
OdpowiedzUsuńRaczej nie moja bajka. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńJedno w tej serii jest dobre - okładka. Piękny tygrys. <3
OdpowiedzUsuńJeżeli chodzi o fabułę, to nie zachęca mnie wcale. A wręcz przeciwnie, bo odrzuca na dobre kilka kilometrów.
Wspomniałaś, że zabierasz się za "Córkę Kata". Mogę Ci powiedzieć, że jest to bardzo dobra książka. Trafiła na listę moich ulubionych ;) Niech nie zrażą Cię tortury i stereotypowe myślenie ludzi z miasteczka. Czekam na Twoją opinię! :)
Niestety, ale zgadzam się z Twoją opinią :(
OdpowiedzUsuńO kurde. Wiesz, na początku były rozpływające się recenzje, ale coraz częściej czytam, coś w tym stylu: Kelsey jest wnerwiająca, Ren to klucha(Blondyn? Seryjnie?! Na bank było, że ma czarne włosy! Przecież to hindus!), ale Kishana zepsuć? O tak się nie bawię! Coraz mniej mam ochoty na tą część...
OdpowiedzUsuńFajna recenzja :D
OdpowiedzUsuńA książki raczej nie przeczytam, może jak będzie pierwsza część w bibliotece za jakiś czas to się skuszę ;)
Słyszałam, że bardzo fajna książka i mnie dużo osób do niej zachęcało. Może jednak sięgnę, żeby się przekonać na własnej skórze, co mam o niej sądzi;)
OdpowiedzUsuńTeraz sama nie wiem już co zrobić. Opinie są bardzo podzielone.. może sama spróbuję, ale przede mną dopiero pierwsza część.
OdpowiedzUsuńAż tak źle? Chyba jednak odpuszczę. Dobrze, że nie kupiłam jej ostatnio w księgarni.
OdpowiedzUsuńNo wiesz, może autorka już nie miała zbytnio pomysłu. A skoro pierwsza cześć okazała się być sukcesem, to NIE MOGŁA PRZEGAPIĆ OKAZJI NA DODATKOWĄ KASĘ. Bywa i tak, ale pierwszą część muszę kiedyś przeczytać. Nie ma to tamto.
OdpowiedzUsuńDzięki za G-Dragona heh, zawsze mam bekę przy "kiss my lips" jak Dae śpiewa do Tae.
written-by-bird.blogspot.com
Skoro druga część jest tak słaba, to nie wiem czy przeczytam pierwszą. Muszę się nad tym zastanowić, a szkoda, bo seria zapowiadała się ciekawie.
OdpowiedzUsuńKurcze. Kolejna negatywna recenzja na temat tej powieści, a ja mimo wszystko mam ochotę bliżej poznać tą serię. Chyba muszę na własnej skórze przekonać się o tym jak jest kiepska, a może będzie wręcz odwrotnie :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
To jest super seria, na serio przeczytaj
UsuńHi there, everything is going fine here and ofcourse every one
OdpowiedzUsuńis sharing data, that's truly fine, keep up writing. strona www, http://www.newscj.com/news/articleView.html?idxno=121385
Also see my webpage :: strona www
Masz racje - przeczytanie tej książki rzeczywiście było wyzwaniem. Tym mocniejsze rozczarowanie tą beznadziejną książką, że 1 część mi się podobała...
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem to była najlepsza część. A poza tym, nie napisałaś np. o tym, że Ren zapomniał o Kelsey, po tym jak go porwano, płakałam wtedy z pół godziny, albo o tym jak Kelsey starała się uwieść Rena po jego przyjeździe do Oregonu, to były ważne momenty, a ty opisałaś NAJNUDNIEJSZE z wszystkich, kompletnie cię nie rozumiem, było tyle ciekawych i śmiesznych momentów a ty opisałaś najgorsze. Nie dziwie się, że po tym opisie nie chcecie czytać, ale ja naprawdę polecam.
OdpowiedzUsuń