229. Tamte cudowne lata - Marian Izaguirre

Polski tytuł: Tamte cudowne lata
Oryginalny tytuł: La Vida Cuando Era Nuestra
Autorka: Marian Izaguirre
Ilość stron: 408
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Kategoria: literatura piękna
Wydanie polskie: 2014
Wydanie oryginalne: 2013
Cena z okładki: 36 zł
Ocena: 4/10


Lola razem z mężem Matiasem prowadzą mały antykwariat ukryty w jednej ze starych madryckich dzielnic. Lokal jest praktycznie zapomniany i gdyby nie fakt, że Matias często sam stara się sprzedać ludziom książki, które mogą pokryć się z ich gustem czytelniczym, to pewnie już dawno by nie istniał. Lola tęskni za czasami, kiedy jej dni były poświęcone czytaniu książek i dyskusjom w kawiarniach. Teraz siedzi w antykwariacie i sprzedaje przypadkowym klientom romanse i dawno zapomniane klasyki. Pewnego dnia Matias wpada jednak na pomysł, jak przyciągnąć do siebie klientów. Na wystawie rozkłada powieść z informacją, że codziennie będą przewracane po dwie strony i ten, kto przeczyta całą książkę będzie mógł ją zabrać. Lola jest sceptycznie nastawiona do tego pomysłu, jednak po pewnym czasie małżeństwo poznaje Alice, staruszkę, która odnalazła w wystawionej przez nich powieści coś, co ją głęboko poruszyło. Lola razem z Alice przy pomocy powieści przenoszą się do Anglii w XX wieku. 

Grunt to dobrze wypromować książkę. Porównać ją do powieści, które odniosły sukces i mieć nadzieję, że czytelnicy zauważą te porównania. Tym razem wszędzie słyszałam, że Tamte cudowne lata są niczym powieści Carlosa Ruiza Zafóna i również mnie samej nasunęło się automatycznie porównanie do Lawendowego pokoju. Książek wcześniej wymienionego autora nie czytałam, jednak przeczuwam, że nie są one takie jak powieść Marian Izaguirre. Również porównanie do Lawendowego pokoju wydaje mi się tutaj błędne. Nie wystarczy napisać książki o książkach, żeby móc uznać ją za wartościową. Jednak najbardziej liczy się to, co ma w sobie powieść, a niestety Tamte cudowne lata blednie w porównaniu z innymi książkami o tym temacie.

Właściwie już od dowiedzenia się o premierze czułam, że muszę się z nią zapoznać. Niestety już po przeczytaniu pierwszego rozdziału byłam bardzo niemile zaskoczona. Książka wydała mi się nieco zbyt dziwna i po prostu nieco... krępująca? W końcu przecież nie ma absolutnie nic dziwnego w tym, że starsza pani śledzi młodego mężczyznę, prawda? Od samego początku cała historia wydawała mi się jakaś nie na miejscu i bardzo chaotyczna. Niestety to jest jej największy mankament. Kilka razy złapałam się na tym, że niestety nie wiedziałam, co się dzieje, gdyż autorka chciała opisać wszystko na raz. Owszem, fajnie, że czytelnik może poznawać tę historię z trzech punktów widzenia: Loli, Alice i głównej bohaterki powieści, którą obydwie kobiety czytają, jednak ja cały czas się w tym wszystkim gubiłam. Najbardziej chyba zaimponował mi pomysł na przedstawienie relacji bohaterek, które razem czytają jedną powieść i poznają losy głównej postaci. Wydawało mi się, że takie wspólne przeżywanie książki będzie czymś niesamowitym i główne bohaterki powiąże głęboka więź, a czytelnik niemal będzie mógł poczuć tę ich bliskość. Ale niestety ja niczego takiego nie odczułam. Kobiety razem czytają powieść, która zmienia ich żyje, jednak właściwie nie widzę żadnych fajerwerków. Oczekiwałam czegoś, co po prostu zmiecie mnie z nóg, ale niestety tego nie otrzymałam.

Zawsze myślałam, że książka na temat książek mi się spodoba, ale okazało się, że jest całkiem inaczej. Nie zrozumcie mnie źle, nie mówię, że jest ona nijaka i bezsensu, ale po prostu nie oczarowała mnie tak, jak powinna. Na próżno szukać tutaj niepowtarzalnego klimatu, który przypomina czytelnikowi o tym, jak bardzo kocha czytać i dlaczego właśnie książki tak bardzo wpływają na życie. Takich rzeczy tutaj nie doświadczymy. Marian Izaguirre potrafi pisać, nie twierdzę, iż jest inaczej, ale to z pewnością typowo kobieca książka, która raczej mężczyzną się nie spodoba. Autorka umie tworzyć fabułę i kreować bohaterów, jednak nie wychodzi jej to z taką łatwością jak innym pisarzom. W niektórych momentach historia po prostu nudzi czytelnika i nie wiadomo, do czego zmierza fabuła. I oczywiście muszę również wspomnieć o tym, że jest bardzo przewidywalna. Nawet klimat Hiszpanii nie potrafił przyćmić tego, że już od pierwszych stron wiemy, co wydarzy się pod sam koniec.

Tamte cudowne lata to naprawdę przeciętna powieść, która nie zasługuje na porównanie do książek Zafóna czy Lawendowego pokoju. Brak jej tego niepowtarzalnego klimatu i nawet akcja rozgrywająca się w Hiszpanii nie chwyta czytelnika za serce. Autorka miała ciekawy pomysł na powieść, ale niestety coś poszło nie tak z wykończeniem. Ja jestem nieco rozczarowana tą książką, gdyż liczyłam, że naprawdę mnie poruszy, a tymczasem można przeczytać ją w kilka dni i właściwie nic nie poczuć. Nie polecam jej, ani też nie odradzam. Przekonajcie się sami, czy warto dać jej szansę.


Za możliwość przeczytania Tamte cudowne lata dziękuję portalowi A-G-W i wydawnictwu Prószyński i S-ka.

8 komentarze:

  1. Oj, to ja mam całkiem inne zdanie o tej książce, a największą zaletą jest dla mnie właśnie niesamowity klimat powieści. Z mojej pamięci na długo książka nie zniknie, bo uważam, ze jest wspaniała... Pozdrawiam.

    http://pasion-libros.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za szczerą opinię, już wiem co myśleć o książce:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Literatura piękna, to nie mój klimat ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie da się dobrze porobić Zafóna, po prostu nie da się.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja i tak się na nią skuszę... Kiedy jest tyle sprzecznych opinii o książce jak te, które krążą o tej to zawsze staram się sprawdzić na własnej skórze jak to z nimi jest...

    Zapraszam do mnie na http://kulturka-maialis.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Ta książka jest bodajże wydana w ramach Szmaragdowej Serii, czyż nie? W każdym razie naczytałam się samych negatywnych opinii o niej, a szkoda, bowiem z tej samej serii wyszedł "Niewidzialny most" Julie Orringer, który był przecudowny. A porównanie jej do Zafona to istna profanacja.

    OdpowiedzUsuń
  7. Oj, z porównaniami do Zafona bym uważała, bo uwielbiam go jako autora i kocham wszystkie jego powieści, a porównywanie ich do pozycji, które są... średnie, nie do końca przypada mi do gustu. Nie wiem, gdzie tak słyszałaś, ale z chęcią przeczytałabym "Tamte, cudowne lata", żeby ocenić, jak wiele jest podobieństw pomiędzy nią a chociażby takim "Cieniem Wiatru" Zafona :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Okładka bardzo mi się podoba, taka klimatyczna, ale sama treść już mniej mnie pociąga.

    OdpowiedzUsuń

 

Blog Archive