133. Księżycowy Kamień - Wilkie Collins

Polski tytuł: Księżycowy Kamień
Oryginalny tytuł: The Moonstone
Autor: Wilkie Collins
Ilość stron: 508
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Kategoria: literatura detektywistyczna
Wydanie polskie: 2013
Wydanie oryginalne: 1868
Cena z okładki: 39,90 zł
Ocena: 7/10

"Oto nasz spokojny angielski dom nagle został nawiedzony przez szatański hinduski Diament, za którym ciągną żywi łajdacy, wszystko zaś spowodowane przez zemstę zmarłego".

Księżycowy Kamień, czyli żółty diament, zdobił czoło posągu hinduskiego bożka księżyca, jednak został skradziony przez brytyjskiego żołnierza, który nic nie robił sobie z faktu, iż kamień ten powinien pozostać na swoim miejscu. Nie wiedział również, że diament ma naprawdę złą opinię u Hindusów - osoba, która go skradnie ma zostać przeklęta, jak i każda inna, która znajdzie się w jego posiadaniu, gdyż ciąży nad nim klątwa bożka Wisznu, a trójka braminów zrobi wszystko, by odzyskać zgubę.

W czerwcu roku 1848 odbywają się osiemnaste urodziny miss Rachel Verinder, na które otrzymuje od swojego zmarłego wuja Księżycowy Kamień. Przywozi go do niej kuzyn Franklin Blake, a dziewczyna nie może wyjść z podziwu nad diamentem, mimo tego, iż wie o jego złej sławie. Na następny dzień po przyjęciu miss Rachel donosi o fakcie zniknięcia kamienia, który otrzymała. Ta sprawa wstrząsa całym spokojnym miasteczkiem Yorkshire, gdyż tak naprawdę wszyscy są podejrzani. Na pewno żadna osoba z zewnątrz nie mogła tego dokonać, gdyż dom był pilnie strzeżony, lecz mimo tego podejrzenia padają na trzech Hindusów, którzy próbowali podstępem dostać się do domu. Oprócz tego nie można wykluczyć podejrzeń względem domowników, gości na przyjęciu i służby. Grono potencjalnych złodziei powiększa się z dnia na dzień, a cały czas wypływają na wierzch niepokojące fakty o zachowaniach najbliższych ludzi. Kto jest złodziejem? Tego nikt nie jest pewny i upłynie dużo czasu zanim zostanie wyłoniony prawdziwy sprawca.

"Łatwo przychodzą nam łzy w młodości, kiedy wkraczamy w świat. Łatwo przychodzą nam łzy na starość, gdy go opuszczamy".

Moje spotkania z detektywistycznymi wątkami były nieliczne. Tylko przy okazji czytania opowiadania Klątwa starej stróżki Agathy Christie i słuchania audiobooka Pies Baskerville'ów Artura Conana Doyle'a. Obydwa te spotkania były całkiem udane, więc postanowiłam sięgnąć również po Księżycowy Kamień Wilkie Collinsa, mając nadzieję, że będę zadowolona z lektury. Szczerze mówiąc, to nie liczyłam na to, że książka poruszy moim światem i zmieni sposób postrzegania powieści klasycznych bądź detektywistycznych, a jednak mogę przyznać, że wydarzyło się coś bardzo podobnego.

Na pierwszy rzut oka główny wątek może wydać się prosty i pewnie wszyscy zgodnie twierdzą, że bardzo łatwo znajdą złodzieja, który przywłaszczył sobie Księżycowy Kamień, jednak nic z tych rzeczy. Przyznam, że na początku też tak sądziłam i zastanawiałam się, co autor może upchnąć na tych 500 stronach, gdyż ja już od samego początku obstawiałam jednego złodzieja, jednak autor w tak zagmatwany sposób przeprowadził całą fabułę, że moje podejrzenia spaliły na przysłowiowej panewce. W tej powieści dzieje się tyle rzeczy, że gdybyście poprosili mnie o streszczenie fabuły to mogłabym jedynie dokładnie przedstawić początek tej historii, gdyż reszta układała się w tak zawikłany sposób, że jestem po części dumna z siebie, że nadążyłam nad tokiem myślenia autora. Z początku Wilkie Collins przedstawia nam jednego potencjalnego złodzieja, jednak w miarę upływu stron przekonujemy się, że jest zbyt wiele osób, które mogą być zamieszane w zniknięcie Diamentu. A nawet jeśli w trakcie książki autor pozostawia nas z wrażeniem, że dana postać na pewno nie mogła niczego złego uczynić, to w końcu i tak okazuje się, że było całkowicie inaczej. W tej powieści niemal na każdego bohatera patrzyło się podejrzliwym wzrokiem i za to tak bardzo ją uwielbiam - nikomu nie mogliśmy ufać, bo na następnej stronie mogła zostać odkryta przed nami ta ciemna strona danej osoby. Ja w połowie książki byłam bardzo zdziwiona i jednocześnie w pewien sposób zagubiona. Cały czas zastanawiałam się jak autor wyjdzie z tej sytuacji i nie mogłam doczekać się tego, żeby przeczytać końcówkę książki, jednocześnie dowiadując się kto był prawdziwym złodziejem. Wilkie Collins trzyma napięcie w swojej książce niemal do ostatnich stron.

Jeśli chodzi o bohaterów to było ich naprawdę dużo. Na początku poznawaliśmy historię z punktu widzenia służącego i przyjaciela rodziny - Gabriela Betteredge'a, który od samego początku zaskarbił sobie moją sympatię i ciężko było mi się pogodzić z faktem, że dalsze wydarzenia będą opisywane przez inną osobę. Potem pojawiał się mister Bruff, miss Clack, Ezra Jennings, mister Blake i wiele wiele innych postaci, jednak to właśnie z punktu widzenia tej czwórki widzieliśmy resztę wydarzeń. Oczywiście wielką rolę odegrała również miss Verinder oraz mister Ablewhite. Naprawdę w tej powieści przewija się cała masa postaci, jednak nie jest to na tyle denerwujące, jak w niektórych innych książkach tego typu. Czasami jest tak, że nie można zrozumieć jakie koneksje łączą dane osoby i kim one tak naprawdę są, jednak tutaj wszystko było idealnie wyważone i przedstawione w prosty, logiczny sposób. Mnie naprawdę trudno było rozstać się pod koniec książki z tymi bohaterami, gdyż przez te 500 stron naprawdę bardzo przywiązałam się do samej historii, jak i do postaci.

Jedną z wielu zalet tej książki jest sposób prowadzenia narracji. Nie poznajemy wydarzeń jako naoczni świadkowie, ale dowiadujemy się wszystkiego z zapisków głównych bohaterów. Na początku nadmieniają, że zostali poproszeni o spisanie tych wydarzeń przez daną osobę i przedstawiają wszystko z własnego punktu widzenia, przez co ma się wrażenie, że czytelnik czyta pamiętnik danej osoby lub rozmawia z nią osobiście. Mnie bardzo spodobał się taki sposób prowadzenia narracji i jestem przekonana, że gdyby więcej książek było tak napisanych to z wielką przyjemnością bym je przeczytała.

Jeśli chodzi o akcję i fabułę to nie ma co dużo mówić, gdyż według mnie jest naprawdę świetnie przeprowadzona. Autor nie przytłacza czytelnika kolejnymi wiadomościami, ale nie sprawia też, że jest tak nudno, iż mamy ochotę odrzucić książkę najdalej jak się da. Ja nie mogłam się od niej oderwać i siłą powstrzymywałam się, żeby nie przeczytać całej na raz i "dawkować" sobie lekturę. Dzięki tej powieści przekonałam się do powieści klasycznych, które traktują o ludzkich losach, a nie opierają się na wymyślonych światach i stworzeniach. Już wiem dlaczego Wilkie Collinsa uważa się za prekursora powieści detektywistycznych - ta powieść inspiruje i sprawia, że można zakochać się w tego typu książkach.

Jeśli zastanawiacie się nad tym, czy przeczytać tę książkę to naprawdę nie macie o czym myśleć. We mnie rozbudziła naprawdę wielkie emocje i dzięki niej nabrałam ochoty na przeczytanie jak największej ilości powieści klasycznych i detektywistycznych. Księżycowy Kamień to naprawdę piękna i zaskakująca historia. Jestem przekonana, że jeśli kochacie taką literaturę to ta książka tylko na nowo obudzi Wasze pozytywne uczucia, ale przekona do siebie nawet zatwardziałych wielbicieli fantastyki. Ze swojej strony bardzo gorąco ją polecam. 

"Czy to możliwe, że ktoś może palić tak długo jak ja, nawet nie przeczuwając, że kryje się w cygarach porada, jak postępować z kobietami? Słuchajcie tylko uważnie, a w dwóch słowach wam to wyjaśnię. Bierzecie cygaro, próbujecie, nie smakuje wam. Co wtedy robicie? Wyrzucacie i kosztujecie innego. A teraz zastosujmy tę lekcję do innego obiektu. Wybieracie kobietę, zbliżacie się do niej, ona łamie wam serce. Durniu, rób to samo co z cygarami! Porzuć ją i spróbuj z inną!"


Za możliwość odnalezienia złodzieja Księżycowego Kamienia serdecznie dziękuję portalowi Sztukater!

8 komentarze:

  1. Zapowiada się interesująco ;)
    Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytałam,chyba nawet podobnie ją oceniłam ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jako miłośnik Shaerlocka Holmesa i małego belga nie przejdę obok takiej książki obojetnie. Choć trudno mi uwierzyć w trudne do przewidzenia zakończenie 😁

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam kryminały, wiec po prostu muszę przeczytać tę klasykę. Tylko dlaczego ja o tej książce do tej pory wiele nie słyszałam? Tylko okładka gdzieś mi kiedyś mignęła. :( ;) Ale na szczęście napisałaś recenzję tej książki - jest świetna nawiasem mówiąc. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Czuję się zainteresowana :) Chociaż wcześniej nie słyszałam kompletnie nic o tej książce.

    OdpowiedzUsuń
  6. Wydaje się być ciekawą pozycją. ;)

    OdpowiedzUsuń

 

Blog Archive