Oryginalny tytuł: Station Eleven
Autorka: Emily St. John Mandel
Ilość stron: 427
Wydawnictwo: Papierowy Księżyc
Kategoria: postapokalipsa
Wydanie polskie: 2015
Wydanie oryginalne: 2014
Cena z okładki: 39,90 zł
Ocena: 6/10
Pewnej nocy znany aktor, Arthur Leander, umiera na scenie podczas odgrywania głównej roli w sztuce Król Lear. Jeevan Chaudhary, który szkoli się na ratownika medycznego, jest akurat obecny na widowni i spieszy na pomoc Arthurowi. Mała aktorka, Kristen Raymonde, z przerażeniem wpatruje się w to, jak Jeevan próbuje uratować Arthura, co niestety mu się nie udaje. Tej samej nocy, gdy Arthur umiera, zaczyna rozprzestrzeniać się straszliwy wirus. Piętnaście lat później Kristen jest aktorką wędrującą z Podróżującą Symfonią pomiędzy małymi osadami w nowym, odmienionym świecie. Wystawiają dzieła Szekspira i grają muzykę, dla tych, którym udało się przeżyć epidemię.
Stacja jedenaście była książką, która przyciągała mnie do siebie już od swojej zagranicznej premiery. Bardzo chciałam ją przeczytać, gdyż słyszałam sporo pozytywnych opinii i musiałam przekonać się na własnej skórze czy rzeczywiście jest tak dobra. Niestety mam do niej nieco mieszane uczucia, gdyż wiem, że z jednej strony powieść jest ciekawa i dobrze napisana, a z drugiej... nie jest tym, czego oczekiwałam.
Na początku muszę zacząć od kwestii, która od razu bardzo spodobała mi się w tej powieści. Świat zdziesiątkowała epidemia, jednak Kristen razem z Symfonią podróżuje po tym, co zostało z dawnych wielkich metropolii i wystawia sztuki Szekspira. Zachwyciło mnie w powieści Emily St. John Mandel to, że tutaj sztuka i kultura ma niesamowicie ważną wartość i zyskuje niemal nowy, ewangeliczny wymiar. Mimo tego, że już praktycznie nic nie pozostało ze świata, który do tej pory znaliśmy to dalej istnieje sztuka, a gdy ona istnieje, to może istnieć też życie. Bohaterowie oddychają dziełami Szekspira i wygrywanymi utworami, nie wyobrażając sobie życia bez nich. Autorka pokazuje, że era telefonów i laptopów może odejść w zapomnienie, ale niektóre wartości są nieśmiertelne i sztuka będzie przy człowieku zawsze, bo często to ona definiuje jego istnienie. Od samego początku autorka zachwyciła mnie takim podejściem w swojej powieści.
Autorka przedstawiła cały świat po epidemii bardzo realistycznie. Sprawnie pokazuje to, jak było przed i po, co bohaterowie utracili, a jakie wartości zyskały przy takim zdziesiątkowaniu ludzkości. Widzimy tutaj losy bohaterów na przestrzeni wielu lat, przez co możemy zaobserwować zmiany, które w nich zaszły i co je warunkowało. Właściwie czytelnik jest tutaj niejako świadkiem i widzem tego wszystkiego, co się wydarzyło. Cały czas towarzyszymy głównym bohaterom, jednak ich historia nie została przedstawiona po to, żebyśmy zobaczyli, że coś konkretnego może się wydarzyć, np. że bohaterowie będą walczyć o odbudowanie świata lub coś w tym stylu. Emily St. John Mandel po prostu snuje przed czytelnikiem tę historię niemal jak realistyczną baśń, a my możemy się tylko przyglądać jej z boku i wyciągać z niej morał do zastosowania we własnym życiu.
Mimo tego, że widzę naprawdę wiele wartości w Stacji jedenaście to jednak nie mogę się pozbyć wrażenia, że ta książka mogłaby być o wiele lepsza. Autorka porusza z pewnością ważne kwestie i gdyby nieco bardziej je zgłębić to powieść mogłaby być naprawdę czymś niesamowitym, co ludzie czytaliby jeszcze przez wiele lat. Jak dla mnie niestety zabrakło "tego czegoś". Nie ma w tej książce takiego punktu zaczepienia, przez który czytelnik zżyłby się z bohaterami i zapamiętał ich dzieje na bardzo długo. Przyglądamy się ich historii z boku, w trakcie czytania zastanawiamy się nad ważnymi kwestiami, ale po zamknięciu książki to po prostu ulatuje z naszej głowy.
Stacja jedenaście to książka z naprawdę dużą liczbą walorów, ale nie jest pozbawiona minusów. Z pewnością jest dobra do zastanowienia się nad pewnymi kwestiami w życiu, a autorka w ciekawy sposób przedstawiła wartość sztuki i skupiła się na tym, co może dać nam przetrwanie. Niestety wydaje mi się, że brakuje w niej jeszcze trochę doszlifowania i gdyby do tego doszło to z pewnością powieść czytałoby się jeszcze łatwiej i pozostałaby w głowie czytelnika na dłużej.
Za możliwość przeczytania Stacji jedenaście dziękuję wydawnictwu Papierowy Księżyc.
Zainteresował mnie opis książki i jej okładka, chętnie po nią sięgnę :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
bookowe-love.blogspot.com
Nie czytałam jeszcze tego typu książki, więc z chęcią spróbuję. Bardzo nie lubię dzieł Szekspira, ale w tym przypadku przyciągają mnie do tej powieści.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
nie czytałam ale może się skucze Zapraszam na bloga
OdpowiedzUsuńjeszcze przede mną, ale bardzo zainteresował mnie opis i śliczna okładka
OdpowiedzUsuńxoxo
http://naostatniejstronie1.blogspot.com/
No cóż, niespecjalnie mnie do tego tytułu ciągnie, ale w sumie może przeczytam, aby skonfrontować własne wrażenia z tak różnymi opiniami o tym tytule.
OdpowiedzUsuńUściski,
Tirindeth's
Opis jest naprawdę zachęcający i nie wiem czemu, ale ostatnio bardzo podobają mi się historie, w których rozprzestrzenia się jakiś wirus :P No cóż, lektura jeszcze przede mną, ale mam nadzieję, że szybko wygrzebię się z tego stosu książek nieprzeczytanych na mojej półce i szybko będę miała okazję nadrobić zaległości z tą pozycją :)
OdpowiedzUsuńBuziaki!
BOOKBLOG
Też mam wrażenie, że czegoś mi w niej brakowało, ale niewątpliwe to ciekawa lektura. :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie klimaty.
OdpowiedzUsuń