Oryginalny tytuł: Grim - Das Siegel des Feuers
Autorka: Gesa Schwartz
Liczba stron: 628
Wydawnictwo: Jaguar
Kategoria: fantastyka
Wydanie polskie: 2013
Wydanie oryginalne: 2010
Cena z okładki: 49,90 zł
Ocena: 8/10
Stoją na szczytach katedr w największych miastach współczesnego świata. Nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, że ich kamienne oczy śledzą każdy nasz krok, bacznie strzegą naszego bezpieczeństwa i utrzymują granice między światem śmiertelników a krainą demonów. Gargulce - cisi kamenni obrońcy współczesnego świata. Grim jest jednym z nich. Chociaż nie darzy ludzi sympatią to jego zadaniem jako strażnika jest ukrywanie świata Innostot, czyli stworzeń z równoległego wszechświata. Grim nie znosi swojej obecnej pracy na deszczowej fasadzie gotyckiej katedry we Francji, podczas gdy jeszcze niedawno (bo przecież dwieście lat to okruch czasu dla Gargulca) mógł się wygrzewć w słonecznych Włoszech. Najchętniej już dawno pożegnałby się z Paryżem, jednak twardo strzeże Kodeksu Garculców jako najlepszy Cienioskrzydły.
Jednak mimowolnie Grim staje się świadkiem niepokojącego zdarzenia. Jego przyjaciółka Moira spotyka się z... człowiekiem. Przecież Gargulcom nie można ukazywać się ludziom! Widzi, że Moira dostarcza człowiekowi zwój pergaminu, a niedługo potem na oczach Grima rozstaje się z ich światem. Zanim jednak postanawia zamienić się na zawsze w kamień prosi Grima o to, by strzegł Jakuba, człowieka, któremu wręczyła tajemniczy zwój. Grim w związku z obietnicą złożoną starej przyjaciółce i ciągnięty własną ciekawością śledzi Jakuba. Po wielu dramatycznych wydarzeniach spotyka jego siostrę, Mię, która odkrywa w sobie możliwość do widzenia istot oraz rzeczy, o których do tej pory nie miała najmniejszego pojęcia. Mia na skrzydłach Grima będzie musiała poradzić sobie ze znalezieniem sprawcy fali zbrodni, a dodatkowo z rozwikłaniem intrygii, która może pogrążyć w ciemności obydwa światy.
Gargulce to bardzo nietypowy temat na książkę. Nigdy do tej pory nie spotkałam się z takimi postaciami w żadnej powieści i dopiero kiedy sięgnęłam po Pieczęć Ognia zdałam sobie sprawę z tego, że jest to wręcz idealny i niezgłębiony do tej pory temat. Zanim jeszcze sięgnęłam po tę powieść, wiedziałam, że mi się spodoba. Mój instynkt czytelniczy mnie jeszcze nigdy nie zawiódł, a fakt, że Gesa Schwartz sięgnęła po taki oryginalny pomysł tylko umocnił mnie w przekonaniu, że ta książka zawróci mi w głowie i szybko wyląduje na półce z ulubionymi powieściami. Tak też się wydarzyło. A Wy, Drodzy Czytelnicy, szykujcie się na to, że tym razem bardzo dużo się naczytacie.
Niektóre książki wydają nam się po prostu za krótkie. Nawet jeśli mają ponad sześćset stron. Nie ma się ochoty skończyć ich czytać, ale nie można się również powstrzymać przed dalszym poznawaniem wydarzeń zawartych na kolejnych stronach. I w ten sposób zataczamy błędne koło, gdyż pod sam koniec powieści jesteśmy ciągle pod jej zbawiennym wpływem, a z drugiej strony żałujemy, że tak szybko ją skończyliśmy i nie zostawiliśmy jej sobie na dłużej. Inne powieści wciągają nas na tyle, że nawet nie wiemy, kiedy znaleźliśmy się na ostatniej stronie. Nie daj Boże, żeby te dwa rodzaje książek się spotkały i stworzyły mieszankę wybuchową, która całkowicie miesza w sercu i głowie czytelnika. Niestety właśnie taka mieszanka powstaje w Pieczęci Ognia, od której nie da się uwolnić nawet po wielu tygodniach od przeczytania książki. Wszystkie wydarzenia pojawiają się nam krystalicznie czyste i przejrzyste w głowie i pamiętamy nawet najmniejszy fragment fabuły. To jest właśnie ta niesamowita rzecz w powieści Gesy Schwartz. Czytelnik przesiąka wydarzeniami, miejscami i postaciami.
Są też powieści, które zachwycają czytelnika swoją mądrością i głębokością. Natomiast z drugiej strony pojawiają się pozycje, które kochamy właśnie przez to, że nie poruszają trudnych tematów, ale zawarty w nich świat jest tak zlożony i głęboki, iż wydaje nam się, jakby naprawdę mógł istnieć równolegle do naszego. Tych dwóch rodzajów książek nie da się ze sobą porównywać i nasze odczucia względem nich będą się bardzo różnić, co nie zmienia faktu, że mogą nam się spodobać obydwie z całkowicie innych powodów. Naczytałam się naprawdę wielu mądrych i głębokich książek, które kocham, jednak Pieczęć Ognia należy do tej drugiej kategorii. Świat, który w nim wykreowała Gesa Schwartz jest... po prostu brak na to słów. Może się wydawać, że jest schematyczny, bo przecież występują tutaj wilkołaki i wampiry, o których zostało już tyle powiedziane, że nie da się wymyślić już nic bardziej odkrywczego, ale wcale tak nie jest. Gesa Schwartz stworzyła w tej książce całkowitą mieszankę powieści fantastycznych: spotkamy tutaj jednocześnie wilkołaki oraz wampiry, ale również gnomy, wróżki, gargulce i demony. W tej książce znajdziemy wszystkie fantastyczne istoty, o których do tej pory mógł pomyśleć człowiek. Mimo tego, że jest ich niesamowicie duża ilość to czytelnik nie czuje się przygnieciony nadmiarem postaci, a jedynie czuje się zachwycony widokiem Ghrogonii pełnej fantastycznych istot. Ja do tej pory nie potrafię przestać myśleć o tym, co w tej książce ukazała nam Gesa Schwartz, a minęły dwa tygodnie odkąd skończyłam czytać tę powieść. Nie mieści mi się w głowie tak wielka wyobraźnia autorki i jestem naprawdę pod ogromnym wrażeniem jej talentu.
Na tych sześciuset stronach książki dzieje się bardzo wiele rzeczy, których pewnie inny autor nie potrafiłby opisać nawet na tysiącu kartek. Fabuła tej powieści jest bardzo zawiła, głęboka i pełna niespodzianek dla czytelnika. Wbrew pozorom nasi główni bohaterowie spotykają się dopiero po ponad dwustu stronach. A to świadczy o tym, jak dużo czasu Gesa Schwartz potrzebowała do wyraźnego osadzenia czytelnika w wydarzeniach, które będą się działy. Mimo tego, że w Pieczęci Ognia fabuła jest rozbudowana to nie sposób jest się w niej pogubić, gdyż wszystkie wydarzenia następują po sobie w bardzo logicznej sekwencji, której często brakuje takim powieściom. Nie byłabym sobą, gdybym nie powiedziała tego, że ta książka była podobna do Miasta kości Cassandry Clare. Niemal na każdej stronie przyłapywałam się nad tym, że szukałam wzrokiem, gdzie będzie mowa o moich ukochanych bohaterach z powieści Clare. Jednak nie myślcie, że to jest mankament Pieczęci Ognia. Wręcz przeciwnie. Przez to, że w wielu momentach przypominała mi Miasto kości jeszcze bardziej pokochałam tę historię i lepiej ją na sobie odczułam. Zresztą wcześniej wymieniona książka wywoływała we mnie bardzo osobliwy stan, niemal trans, do którego żadna inna powieść nie potrafiła doprowadzić. A tu proszę! Pieczęci ognia się to udało! Najpiękniejsze w tym wszystkim jest to, że te książki są do siebie podobne, a jednak całkowicie inne pod wieloma względami. Każda jest na swój sposób unikalna, ale w pewnym sensie można powiedzieć, że Grim. Pieczęć Ognia to Miasto kości osadzone w Paryżu.
To sztuka świetnie wykreować głównych bohaterów, którzy od razu zaskarbiliby sobie naszą sympatię. Powszechnie wiadomo jednak, że bez dobrych postaci nie da się polubić książki, więc można powiedzieć, iż stworzenie bohaterów to połowa sukcesu. No cóż, Pieczęć Ognia ten sukces już osiągnęła. W Grimie można zakochać się od samego początku, tak samo ma się sprawa z Mią. Genialnym rozwiązaniem tutaj było ukazanie fabuły z tych dwóch punktów widzenia, gdyż to bardzo wiele wniosło do książki. W końcu dopiero na dwusetnej stronie nasze postaci się spotykają, więc nie mielibyśmy jak dowiedzieć się o wydarzeniach, które przedtem się rozgrywały. Historie tych bohaterów są również bardzo głębokie. Kurde, w tej książce wszystko jest na swój sposób głębokie. Majstersztyk! Mia traci wielu swoich bliskich, a dodatkowo musi zmagać się z tym, że okazuje się Hardytką, która widzi istoty z równoległego świata. Grim zachowuje się dosyć buntowniczo jak na Gargulca, a wraz z upływem stron czytelnik przekonuje się, że przeszłość tej postaci jest bardzo trudna i pełna tajemnic. Muszę również wspomnieć o naszym największym wrogu głównych bohaterów, czyli o Serafinie z Aten. Wystarczy, iż szepnę Wam, że ta postać jest równie dobrze wykreowana i tak samo zepsuta do szpiku kości, jak Valentine i Jonathan z Darów anioła razem wzięci. Nad czym się tu jeszcze zastanawiać? Przecież z takimi postaciami ta książka musi być idealna.
Dawno nie sięgałam po tego typu książki i wydawało mi się, że już przestały mi się podobać, ale Pieczęć ognia pokazała, że jednak dalej mam do nich ogromną słabość. Bardzo brakowało mi historii, która spodobałaby mi się tak bardzo jak powieści Cassandry Clare i muszę przyznać, że ta książka idealnie spełniła to zadanie, zawracając mi kompletnie w głowie. Zakończenie było również bardzo obiecujące i jednocześnie niepokojące - w końcu wszystko tak ładnie się poukładało, więc aż się obawiam tego, co autorka mogła dla czytelników przygotować w następnych tomach. Jedno jest pewne: wiem, że kolejne części będą na takim samym poziomie, jak Pieczęć Ognia. Nie możecie się przerażać taką objętością książki, gdyż ja Wam gwarantuję, że przeczytacie ją naprawdę bardzo szybko. No cóż, nie da się od niej uwolnić.
Grim. Pieczęć Ognia to dla mnie naprawdę genialna powieść. Idealna książka dla wszystkich fanów serii Cassandry Clare. Jestem pewna, że osoby, które pokochały Dary anioła i Diabelskie maszyny zakochają się w Grimie. To naprawdę najlepsza możliwa rekomendacja dla miłośników tych historii. Wierzcie mi, że bardzo długo szukałam serii, która byłaby chociaż trochę podobna do książek Clare i które równie mocno by mnie wciągnęła. A potem znalazłam Grima i zakochałam się od pierwszej strony. Naprawdę z całego serca polecam Wam tę książkę i sama nie mogę się doczekać tego, żeby przeczytać kolejne części.
Pieczęć Ognia | Dziedzictwo Światła | Die Flamme der Nacht
Za możliwość przeczytania Grima. Pieczęć Ognia serdecznie dziękuję wydawnictwu Jaguar.
Z chęcią zabrałabym się za lekturę, zwłaszcza, że uwielbiam takie tomiska! Tylko cena nieco mnie odstrasza, niestety jestem bankrutem. Ale kiedyś z chęcią przeczytam ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
Z wielka checia siegne po tą pozycję. Na pewno zakupie przy najblizszej okazji.
OdpowiedzUsuńTo mój mały, kochany, TOTALNY MUST HAVE <3 Zachęciłaś mnie do tej książki, mówiąc wcześniej, że czekasz, aż zza rogu wyskoczy Jace :D
OdpowiedzUsuńNie dla mnie.
OdpowiedzUsuńOd dawna poszukuję :)
OdpowiedzUsuńNajpierw pozytywna recenzja Julki, teraz i Ty wtrąciłaś swoje trzy entuzjastyczne grosze! Książka jedzie do mnie od jakiegoś miesiąca, ale mam nadzieję, że kiedyś dojdzie. Tak bardzo chcę ją przeczytać, noo!
OdpowiedzUsuńDo zobaczenia za #3dni <3
Od dawna zbieram się by ją kupić i po Twojej recenzji już jestem w 100% pewna, że jest to książka dla mnie :d
OdpowiedzUsuńChyba książka nie jest do końca dla mnie :)
OdpowiedzUsuńKsiążka leży na półce i cierpliwie czeka, ale coś czuję, że czas na nią nadchodzi! :)
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się okładka! I książka w sumie już jest w drodze do mnie :)
OdpowiedzUsuńBardzo interesująca, jeżeli będę mieć okazję to na pewno sięgnę po nią :)
OdpowiedzUsuńOch, cieszę się, że Ci się podoba! :D Każda pozytywna recenzja mojego Grimusia ląduje w moim serduszku <3
OdpowiedzUsuńW sieci pojawiły się dość nieprzychylne komentarze tej książki, więc więcej nie potrafię powiedzieć. Dopiero jak przeczytam :)
OdpowiedzUsuńhttp://art-forever-in-my-mind.blogspot.com/