Oryginalny tytuł: Blood Red Road. Dust Lands I
Autorka: Moira Young
Ilość stron: 398
Wydawnictwo: Egmont
Kategoria: fantastyka
Wydanie polskie: 2014
Wydanie oryginalne: 2011
Cena z okładki: 39,99 zł
Ocena: 5/10
Saba żyje w miejscu całkowicie odgrodzonym od świata. Nie spotyka żadnych innych osób oprócz swojego ojca, młodszej siostry i brata bliźniaka Lugh. Ojciec po śmierci swojej żony bardzo zamknął się w sobie i żyje we własnym świecie. Gdyby nie najstarszy Lugh to rodzeństwo pewnie dawno poumierałoby z głodu, gdyż to właśnie chłopak wziął na siebie całą odpowiedzialność za siostry. Saba mu w tym pomaga i właściwie nie widzi świata poza swoim bratem, który zawsze jest obok niej i który tak dobrze ją rozumie. Jej młodsza siostra ogromnie ją denerwuje i dziewczyna ma do niej bardzo negatywny stosunek, gdyż cały czas twierdzi, że to przez jej narodziny musiała umrzeć ich matka. Nie mają w życiu łatwo, a najbliższe wydarzenia tylko ich w tym utwierdzą.
Pewnego dnia Saba dostrzega czterech jeźdźców, którzy nagle porywają jej brata bliźniaka. Dziewczyna czuje się bezsilna, bo nie może ich przed tym powstrzymać, ale obiecuje Lugh i samej sobie, że po niego wróci. Pojedzie za nim i odbije go z rąk jeźdźców, a jednocześnie dowie się czego chcą od jej brata. Wydarzenia przyjmują jeszcze gorsze skutki, a Saba zmuszona jest wyruszyć na poszukiwania Lugh ze swoją młodszą siostrą, której niestety nie lubi. Wraz z upływem czasu przekonuje się, że porwanie Lugh wcale nie było przypadkowe. Jego porywacze dokładnie wiedzieli kogo szukają i do czego będzie im on potrzebny. W Sabie będzie musiała obudzić się silna wojowniczka, która pokona wszystkie trudności i odnajdzie swojego ukochanego brata.
Ostatnio zdałam sobie sprawę z kilku bardzo ważnych rzeczy, a doświadczenie nauczyło mnie, że takich znaków nie można omijać. Po pierwsze: jeśli czytacie na okładce książki bądź słyszycie gdziekolwiek indziej porównanie do Igrzysk śmierci - nie czytajcie jej. Nawet w jednej setnej części nie będzie tak dobra, jak powieść, do której jest porównywana. Po drugie: jeśli w blurbie lektury, którą chcecie przeczytać, znajdują się frazy typu "przystojniak" bądź "bohaterka będzie musiała ocalić cały świat" - nie czytajcie jej. To tylko puste zapychacze, które wstawia się po to, by zaciekawić potencjalnego czytelnika i w pewien sposób ukryć ubytki w fabule książki. I po trzecie, chyba najważniejsze: jeśli na książce znajdują się rzeczy, które wymieniłam w pierwszym i drugim punkcie - pod żadnym pozorem jej nie czytajcie. Pech chciał, że niestety wszystkie wymienione mankamenty znajdziecie już na samej tylnej okładce Krwawego szlaku, więc chyba nawet lepiej nie wspominać o tym, co możecie znaleźć w środku. Niestety pod tym względem chyba jestem masochistką i wgłębię się w zawartość, którą możemy znaleźć w Krwawym szlaku. Nie będzie to mówienie o jej minusach. Chyba...
Założę się, że jestem kolejną osobą, która wytyka ten jeden kategoryczny błąd książce. Oczywiście chodzi mi o brak jakiegokolwiek oznaczania wypowiedzi bohaterów (czytajcie: myślniki, kursywa... cokolwiek!). Już na samym początku czytania Krwawego szlaku można dostać od tego zabiegu palpitacji serca, drgawek bądź niekontrolowanego potoku słów nieprzystających żadnemu szanującemu się człowiekowi. Niestety chyba inaczej się nie da. Ilekroć czytamy tę powieść, zastanawiamy się czy główna bohaterka w tym momencie myśli, czy może mówi coś do drugiej postaci. Czasami mamy łaskawie udzieloną pomoc pod tytułem "mówię", "szepczę", etc. Niestety ja przez większość powieści zastanawiałam się nad tym, co miał taki zabieg na celu i niestety nie doszłam do żadnego porządnego wniosku, gdyż dla mnie było to po prostu pozbawione najmniejszego sensu. Ale po kilku(dziesięciu) stronach idzie się do tego przyzwyczaić, jednak nie da się tego powiedzieć o samej fabule.
Po przetrawieniu tej lektury przez kilka dni, doszłam do wniosku, że praktycznie jest to powieść o niczym. Nie zrozumcie mnie źle, faktycznie sie coś tutaj dzieje, jednak jest to po pewnym czasie pozbawione sensu. W głównej bohaterce, Sabie, rodzą się bardzo szlachetne myśli, a potem i czyny, gdyż ma zamiar odbić swojego brata. Zgodzę się, że pod tym względem powieść ma logiczny sens i czyny głównej bohaterki mają dobre motywy, gdyż pewnie każdy chciałby uratować swoje rodzeństwo (chociaż co ja tam mogę wiedzieć, jestem przecież jedynaczką). Jednak wraz z upływem kartek dzieje się wiele rzeczy, które nie są już tak oczywiste, jak chęć ratowania brata. Przez bardzo dużo stron jedyną akcją jest samo chodzenie Saby, jej przedzieranie się przez pustynię bądź inne nieprzyjemne tereny. Potem, o dziwo, zaczyna się coś dziać, gdyż bohaterka musi walczyć o swoje przetrwanie w klatce. Tak, w klatce z innymi kobietami, gdzie zostaje nazwana Aniołem Śmierci i jest widowiskiem niemal tak wielkim, jak gladiatorzy w starożytnym Rzymie. I tutaj pojawia się rzecz, która cały czas wywoływała we mnie ataki histerycznego śmiechu. Bohaterka podczas wkraczania do klatki czuje wzbierającą się w sobie... lawę. Okay, można to znieść jeden lub dwa razy, ale nie cały czas. To określenie było dla mnie po prostu niedorzeczne i wręcz przewracałam oczami podczas czytania. Nie da się jednak ukryć, że czas, który Saba spędziła jako wojowniczka w klatce był według mnie jednym z najciekawszych w książce (jednak autorka nawet to potrafiła zniszczyć, gdyż wątek o wiele za długo się ciągnął). Było wiele rzeczy, które w Krwawym szlaku wydawały mi się zbyt oczywiste i za łatwe dla bohaterów, a czegoś takiego naprawdę bardzo nie lubię.
Przykro mi, ale niestety nie dam rady czytać książki, której główna bohaterka ma na imię jak pies. Za każdym razem widziałam na jej miejscu małego kundelka o imieniu Saba, wesoło merdającego ogonem. To nie było przyjemne. Pomijając fakt, że bohaterka ma niestety bardzo słabe imię, nie zachwyciła mnie ona niczym szczególnym. Miałam do niej całkowicie neutralne podejście i nigdy jej czyny ani myśli nie wzbudziły we mnie sympatii, gdyż cały czas wydawała mi się bardzo "papierową" postacią, która nie miałaby prawa istnieć w normalnym świecie. Szkoda było mi jej jedynie wtedy, gdy ogolili jej głowę. I to byłoby na tyle jeśli chodzi o moje głębsze uczucia. Inaczej było z Jackiem. Sama nie wiem dlaczego, ale chłopak mi się bardzo spodobał i miałam do niego niesamowitą słabość. Chyba tylko dzięki niemu dobrnęłam do końca Krwawego szlaku. Reszta postaci jakoś nie przyciągnęła mojej uwagi na długo, więc nawet nie ma potrzeby rozpisywać się o nich, gdyż wypadliby raczej słabo.
Co jak co, ale trzeba przyznać, że książkę pochłonęłam bardzo szybko, bo w dwa dni. Nie da się powiedzieć, że Krwawy szlak mnie nie wciągnął, bo przecież czytałam tę powieść w zawrotnym tempie. To chyba zasługa krótkich i nierozbudowanych zdań, które w wielu momentach ogromnie mnie irytowały, a przecież z drugiej strony sprawiły, że tak szybko dobrnęłam do końca. Nie rozumiałam również fenomenu wstawiania "gwiazdek" jako przerywników, które nijak nie pasowały do fabuły. Chyba autorka nie miała pojęcia jak ich używać, bo notorycznie zdarzało jej się wrzucanie ich do tekstu, a potem opisywanie dalszej części wydarzeń, jakby nic się nie stało. Denerwujące. Okay, trochę wściekałam się na tę książkę, ale faktycznie mnie wciągnęła i w miarę przyjemnie mi się ją czytało, jednak po głębszym przemyśleniu Krwawego szlaku doszłam do wniosku, że niestety nie jest wystarczająco dobry.
Krwawy szlak można określić tylko jednym słowem: przeciętny. Nie odnajdziemy w tej powieści nic nowego, natomiast jest to zlepek historii i wydarzeń, które otrzymaliśmy już we wcześniej wydanych w Polsce książkach. Widać, że Moira Young pisała tę powieść na fali Igrzysk śmierci i może gdyby rzeczywiście została u nas wtedy wydana to miałaby lepsze opinie, jednak dla mnie ta era jest już skończona i nie mogę znieść książek, którym za wszelką cenę stara się przypiąć metkę o podobieństwie do powieści Suzanne Collins. Nie polecam Krwawego szlaku, gdyż moim zdaniem w tej książce nie ma nic odkrywczego ani nowego. Jeśli jeszcze nie znudziły się Wam książki z metką Igrzysk śmierci, to i tak pewnie ją kupicie, jednak jeżeli się zastanawiacie nad jej przeczytaniem to radzę Wam sięgnąć po bardziej ambitną lekturę, która wniesie do Waszego życia coś więcej niż schematyczność z Krwawego szlaku.
Za możliwość przeczytania Krwawego szlaku dziękuję wydawnictwu Egmont.
Skoro taka słaba to nawet nie zamierzam po nią sięgać. A wydawała się ciekawa na pierwszy rzut oka.
OdpowiedzUsuńO "Krwawym szlaku" ostatnio głośno w blogosferze, czytałam więc wiele opinii. Jeśli jest to powieść przeciętna to nie planuję jej przeczytać. Muszę przyznać, że moją uwagę przykuła niesamowita okładka, ale tutaj przypominamy sobie stare polskie przysłowie. Pozdrawiam, Marcelina ;)
OdpowiedzUsuńNigdy o niej nie słyszałam i to chyba nawet dobrze, bo okładka i tytuł zaciekawiły mnie na tyle, że byłabym w stanie kupić ją, gdybym zobaczyła na półce w księgarni. Raczej nie przeczytam, ale przynajmniej wiem, komu mogę zawdzięczać zaoszczędzenie czasu :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
http://natala-czyta.blogspot.com/
Czytałem ostatnio recenzje tej książki, podobnie nie zachęcające, wręcz raczej nie sięgnę. Pozdr
OdpowiedzUsuńNapotkałam już tyle negatywnych recenzji, że cały mój zapał względem tej pozycji opadł.
OdpowiedzUsuńTo chyba po nią nie sięgnę :)
OdpowiedzUsuńHahahah, o matko faktycznie, słaba! :D Ale tym fragmentem z imieniem bohaterki i wyobrażeniem kundelka merdającego ogonem to mnie rozbroiłaś! ;D
OdpowiedzUsuńNie, nie dałabym rady jej skończyć.
OdpowiedzUsuńChciałam ją przeczytać... ale chyba sobie odpuszczę. Nie znoszę książek z metką "Igrzysk...", a ta takową jest, co jeszcze bardziej skreśla ją w moich oczach. Jedno potknięcie na takich książkach (konkretnie na beznadziejnej Niezgodnej) mi wystarczy; nie potrzebuje kolejnych wpadek z takimi powieściami ("po Igrzyskach Śmierci nadchodzi nowy bestseller; jeszcze lepszy od Igrzysk!"). Ale mi humor poprawiłaś tą machającą ogonkiem Sabą - imię tragiczne. Od razu wyobraziłam sobie Igrzyska Śmierci, w których Peeta miałby na imię Azor. Jakoś nie umiem uwierzyć, że wtedy IŚ też mogłyby być genialne... a przecież są:) Recenzja jest świetna! ♥
OdpowiedzUsuńHahaha historia psa z merdającym ogonkiem, umarłam! :D
OdpowiedzUsuńHahaha historia psa z merdającym ogonkiem, umarłam! :D
OdpowiedzUsuńTak, nie Ty jedna zwracasz uwagę na brak myślników w dialogach... Książki jestem ogromnie ciekawa bo raz czytam zachwyty na jej temat a raz blogowicze podsumowują ja hasłem "przeciętna". Musze sama wyrobić sobie o niej zdanie :)
OdpowiedzUsuńJestem bardzo ciekawa tej lektury
OdpowiedzUsuńKurczę... Jest to druga recenzja tej książki, którą czytam i w momencie kiedy tamta była tak pozytywna jak tylko się dała, tu widzę coś całkiem innego... Chciałabym się na własnej skórze przekonać co mnie spotka w tej książce i jak ja to odbiorę, jednak załamałaś mnie tym, że tam wizualnie klapa - z tym zaznaczaniem wypowiedzi... Nie mogę sobie tego wyobrazić. Aż, jak jutro zawitam do empiku, przekartkuję tę książkę żeby zobaczyć, czy rzeczywiście tak jest, bo nie wierzę!
OdpowiedzUsuńZapowiadała się tak ciekawie, a wszystkie recenzje o niej, które czytam, mówią właśnie, że jest taka przeciętna i w sumie bez fajerwerków. A szkoda.
OdpowiedzUsuń