Oryginalny tytuł: Rise of the Governor
Autorzy: Robert Kirman & Jay Bonansinga
Ilość stron: 335
Wydawnictwo: SQN
Kategoria: fantastyka
Wydanie polskie: 2014 (wyd. 2)
Wydanie oryginalne: 2011
Cena z okładki: 34,90 zł
Ocena: 6/10
W momencie, w którym umarli wrócili do życia bynajmniej nie po to, żeby porozmawiać z sąsiadem o obiedzie, a raczej zrobić z niego swoją własną przekąskę, wszystko uległo diametralnej zmianie. Pieniądze, biżuteria, luksusowe domy - wszystko to przestało mieć jakiekolwiek znaczenie. Jedyne, co się liczy to: jak przetrwać i nie dać się zjeść. Philip Blake wiedział jak ma w tej sytuacji postąpić, więc zabrał swojego brata Briana, córkę Penny oraz dwoje kolegów i postanowił udać się do Atlanty, w której miał znajdować się obóz - jedyny azyl, do którego nieżywi nie mogliby się dostać. Po wielu dniach podróży (i po wielu trupach zostawionych z tasakiem w głowie bądź z mózgiem zalewającym trawnik), gdy docierają do Atlanty okazuje się, że żaden obóz nie istnieje. Każde miasto zostało zajęte przez tłumy nieumarłych, którzy tylko czekają na to, by rzucić się na człowieka i zrobić z niego swój obiad. W tym wypadku cała grupa może jedynie podjąć dalszą wędrówkę i walkę z umarlakami, mając nadzieję, że niedługo uda im się znaleźć jakąkolwiek bezpieczną przystań.
Przed książką pojawił się serial, a przed nim jeszcze komiks. Ciekawe połączenia. Niestety ja nie miałam przyjemności czytać komiksu ani oglądać serialu. Kilkukrotnie słowa The Walking Dead obiły mi się o uszy, jednak nigdy nie zgłębiałam tego tematu. Aż do czasu, gdy dowiedziałam się, że została również napisana książka, co od razu przyciągnęło moją uwagę. Jedyne czego się bałam to tego, że jako osoba niewtajemniczona w serial i komiks, nie zrozumiem kompletnie tego, co będzie działo się w książce. Na całe szczęście okazało się, że wszystko jest krystalicznie przejrzyste, a ja mogę czerpać przyjemność z czytania tej powieści. Bo okazuje się, że mimo hektolitrów krwi, kilometrów flaków i mózgów zalewających trawniki przed luksusowymi domami, da się z Narodzin Gubernatora czerpać ogromną przyjemność, gdyż ta powieść jest po prostu wciągająca i głęboka. Nawet nie spodziewałam się tego, że może mi się spodobać, a jednak mile się nią zaskoczyłam.
Temat zombie nigdy nie był mi obcy, gdyż już kilka razy spotkałam się z nim w innych książkach, które zrobiły na mnie naprawdę ogromne wrażenie. Tym razem czas osądzić The Walking Dead i z zadowoleniem postawić powieść obok książek o tej samej tematyce. W lekturach, które mówiły o żywych trupach bardzo dużą rolę zajmowało przedstawienie faktu skąd nagle ludzie zaczęli powstawać z martwych i czy można określić to mianem epidemii. Autorzy bardzo zgłębiali ten temat w innych lekturach i po przeczytaniu Narodzin Gubernatora na tym polu poczułam lekki niedosyt. Wolałabym, gdyby autorzy jeszcze bardziej postarali się odkryć przed czytelnikami fakt, dlaczego kąsacze nagle się pojawili. Ale to moje zdanie. Ja muszę mieć wszystko ładnie wytłumaczone, bo w innym wypadku nie jestem szczęśliwa. Inne aspekty książki wypadły naprawdę dobrze i jestem zadowolona z całokształtu, który otrzymałam, gdyż nawet nie oczekiwałam czegoś tak dobrego. To nie jest książka tylko o zombie, krwi i całej masie odcinanych kończyn (co nie zmienia faktu, że się z tym spotkamy), ale czytelnik może wgłębić się w psychikę głównych bohaterów. Ta książka ukazuje podstawowe prawdy o nas samych, o naszym zachowaniu w tak gwałtownych sytuacjach oraz o relacjach. Właśnie te relacje odgrywają dużą rolę w całej powieści. Widzimy naszych bohaterów i ich wzajemne oddziaływanie na siebie oraz zdajemy sobie sprawę z tego, jak wielkie skutki mogą przynieść podjęte przez nich decyzje. Mamy również możliwość wniknięcia w psychikę postaci, co jest niesamowicie ważne w tej książce, gdyż to właściwie jest jej fundament. Stopniowo zauważamy zmiany w bohaterach, a szczególnie w Philipie, w którym odzywa się brutalność i wściekłość, ale nie tylko on wydaje się być złamany przez tak okropną sytuację. Każdy bohater przeżywa ten szok na swój osobisty sposób, a wszystkie są bardzo indywidualne i diametralnie różne. Autorzy zdają sobie sprawę z tego, że niektóre osoby mogą załamać się psychicznie, a w inne wstąpi duch przywódcy, i potrafią przedstawić cały przekrój ludzkich charakterów, co jest naprawdę niesamowite. To właśnie bohaterowie są tutaj najlepszym elementem całej książki, gdyż możemy studiować ich psychikę od samego początku. Zombie to tylko tło, które ma wyolbrzymić to, jakie relacje zachodzą między głównymi bohaterami. A autorzy wykreowali ich naprawdę cholernie dobrze.
Oczywiście nie mogę pominąć tego, żeby Was nieco przestrzec przed sięgnięciem po tę powieść. Ostrzegam, iż Narodziny Gubernatora to książka dla osób o naprawdę silnych nerwach i mocnych żołądkach, które nie obrzydza krew i właściwie wszystkie ludzkie wnętrzności dosłownie wylewające się ze stron książki. Ja nie miałam z tym najmniejszego problemu i naprawdę bardzo fascynował mnie sposób opisywania wszystkich tych aspektów przez autorów. Ludzka anatomia jest tu naprawdę dobrze pokazana i rzeczywiście nie powinniście sięgać po tę powieść, jeśli odrzuca Was czytanie o krwi. Ja natomiast mogę przyznać, że książka Narodziny Gubernatora bardzo mi się spodobała i jestem przekonana, że czytaliście już jakiekolwiek powieści związane z tematyką zombie to Wam również się spodoba.
Narodziny Gubernatora to przede wszystkim książka, w której czytelnik może świetnie zapoznać się z ludzką psychiką, zrozumieć nasze postępowanie w chwilach ogromnego ryzyka, a kwestia tego, że poznajemy to, gdy zombie niemal podgryzają głównych bohaterów to szczegół. Po przeczytaniu tej powieści wiem, że w niedługim czasie będę musiała sięgnąć po serial i być może po pierwowzór, czyli komiks, gdyż jestem naprawdę ich bardzo ciekawa. Jeśli książka była tak dobra, to jestem przekonana, że serial również jest świetny i aż żałuję, że nie miałam tej przyjemności wcześniej go obejrzeć. Ze swojej strony polecam tę powieść, jednak powtórzę, iż to książka dla czytelników o silnych nerwach, którzy nie boją się czytania o krwi. Bardzo dużej ilości krwi. Jestem przekonana, że jeśli dacie szansę The Walking Dead to wyjdziecie z tego spotkania zadowoleni.
Za możliwość przeczytania książki Narodziny Gubernatora dziękuję wydawnictwu SQN.
Jestem fanem zombie i książka przypadła mi do gustu, właśnie przez te obleśne i obrzydliwe opisy ;D
OdpowiedzUsuńOpisy były obleśne, faktycznie. Ta nowa okładka jest śliczna... Ja mam serię w starej niestety :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że będzie świetną pozycją :)
OdpowiedzUsuńNie jestem wielką fanką zombie, więc chyba sobie odpuszczę, chociaż o serialu dużo słyszałam :)
OdpowiedzUsuńSłyszałam tylko o serialu. Nie miałam nawet pojęcia, że taka książka istnieje. Oglądać wszystko w telewizji to jedno, a samemu sobie coś wyobrażać to zupełnie co innego. Czasem wyobraźnia lubi płatać figle, dlatego nie wiem, czy to odpowiednia książka na moje słabe nerwy. Niemniej, recenzja bardzo fajna :)
OdpowiedzUsuńhttp://czytanie-i-ogladanie.blogspot.com/
Mnie również książka się podobała, choć chyba nie aż tak jak Tobie. Poza tymi flakami i mózgami, szalenie interesujące było to, co działo się z bohaterami pod wpływem wydarzeń. No i ta końcówka...
OdpowiedzUsuńSerial i książka, poza światem przedstawionym, nie mają wiele wspólnego - bohaterowie inni, fabuła... Jakkolwiek The Walking Dead jest świetny. :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam zombie i mam za sobą lekturę Drogi do Woodbury, czyli drugiego tomu. Wspinanie się po szczeblach władzy przed szurniętego gościa raczej mnie nie ciekawi, ale pewnie i tak po Narodziny gubernatora sięgnę. Prędzej czy później.
Książkę kiedyś planowałam przeczytać, ale tak jakoś uciekło mi i zapomniałam o niej. Oglądałam jedynie serial, ale z tego co wiem, to różnił się od książki.
OdpowiedzUsuńKocham serial i komiks, dlatego ta książka musi trafić w moje ręce :)
OdpowiedzUsuńSerial muszę kiedy rozpocząć, ale nie wiem czy z książki nie zrezygnuję :)
OdpowiedzUsuńU mnie w klasie mnóstwo osób ogląda serial. Ja, jak to mam w zwyczaju, zacznę jednak od książki :)
OdpowiedzUsuń