Oryginalny tytuł: 어디선가 나를 찾는 전화벨이 울리고
Autorka: Shin Kyung-Sook (신경숙)
Liczba stron: 325
Wydawnictwo: Kwiaty Orientu
Kategoria: literatura współczesna
Wydanie polskie: 2012
Wydanie oryginalne: 2010
Cena z okładki: 35 zł
Ocena: 7/10
Korea Południowa, Seul, lata 80. XX wieku. Jeong Yun wraca na studia po rocznym urlopie dziekańskim. Wzięła go ze względu na to, że nie mogła poradzić sobie ze śmiercią matki i czuła, że w takim momencie nie będzie mogła skupić się na studiach. Po śmierci matki bardzo wspierał ją jej przyjaciel Dan i tylko właściwie w nim mogła znaleźć oparcie w tych trudnych chwilach. Jednak Jeong Yun postanawia, że najwyższy czas iść na przód, a pierwszym krokiem jest właśnie ponowne wstąpienie na studia. Na wykładzie u profesora Yuna spotyka Myeong-seo i Mi-ru, którzy od samego początku przyciągają jej uwagę. Myeong-seo powinien już właściwie skończyć studia, a Mi-ru nawet nie było na liście studentów.
Ciekawość Jeong Yun cały czas narasta. Do tego stopnia, że zaraz po zajęciach dowiaduje się sekretu Mi-ru. Dziewczyna przez cały czas ukrywała swoje ręce, gdyż ma je bardzo poniszczone, niczym stara kobieta, a to wszystko przez fakt, że zostały podpalone. Jeong Yun ciągle ma w głowie obraz rąk dziewczyny, a dodatkowo czuje, że ta dwójka niesamowicie ją interesuje. Jednak Myeong-seo i Mi-ru pojawiają się na bardzo niewielu lekcjach, a dziewczyna nie ma możliwości lepiej im się przypatrzyć. Wraz z upływem czasu cała trójka bardzo mocno się zaprzyjaźnia, a więzy ich relacji są niemal nie do rozerwania. Jednak czasy w Korei Południowej są dalej bardzo ciężkie. Państwo wciąż znajduje się pod dyktaturą wojskową, a na ulicach dochodzi do ciągłych zamieszek, demonstracji i protestów. Ale to główni bohaterowie skrywają tak głębokie tajemnice, o których nawet ich najbliżsi nie mają pojęcia. A ich prawdziwy dramat już niedługo ma nadejść.
Dosyć niedawno zaczęłam swoją przygodę z koreańskimi powieściami i do tej pory nie byłam świadoma tego, jak świetnie potrafią pisać Koreańczycy. Koreańska literatura porusza całkowicie inne kwestie niż książki, które do tej pory miałam okazję czytać i widać, jak bardzo dla twórców ważne jest poruszenie poważnych życiowych tematów. Pośród wszystkich tanich powieścideł, którymi zasypuje nas Zachód, okazuje się, że na Wschodzie znajdują się prawdziwe perełki, jednak jeszcze nieodkryte przez polski rynek wydawniczy. Jedną z nich jest właśnie Będę tam.
Niestety nie mam możliwości porównania tej książki z poprzednią pozycją tej autorki, która została wydana w Polsce, czyli Zaopiekuj się moją mamą, co mam zamiar szybko zmienić i zabrać się za lekturę tej powieści, gdyż po Będę tam jestem przekonana, że bardzo mi się spodoba. Praktycznie całą historię Jeong Yun, Myeong-seo i Mi-ru poznajemy poprzez retrospekcję głównej bohaterki o aż 8 lat, kiedy to ich przyjaźń dopiero zaczynała się kształtować. Jedną z rzeczy, które zwróciły moją uwagę w tej książce jest fakt, jak różna jest mentalność Koreańczyków od naszej. Całkowicie inne standardy określają i warunkują przyjaźń między ludźmi, a gesty, które u nas mogłyby zostać potraktowane jako wręcz obraźliwe są tam na porządku dziennym. Dla Polaka ta książka może być naprawdę dużym kulturalnym szokiem i z początku może mu wydawać się to dziwne, jednak wraz z upływem stron poznajemy piękno tamtego kraju.
Shin Kyung-Sook ma bardzo specyficzny sposób pisania, który albo pokocha się od samego początku, albo znienawidzi. We mnie odezwały się właśnie te bardzo pozytywne uczucia, gdyż autorka pisze w niesamowicie płynny i przyjemny sposób. Nie było takiego momentu w książce, przy którym bym się nudziła, bo sam styl autorki był naprawdę bardzo miły w odbiorze, wręcz delikatny, ale i dosadny. Koreańczycy bardzo powściągliwie okazują swoje emocje bądź uczucia względem drugiej osoby i to było świetnie przedstawione w tej powieści. Sympatia Jeong Yun i Myeong-seo rozwijała się powoli i tak jak każda zdrowa relacja przerodziła się z przyjaźni w miłość. Właściwie nawet sam czytelnik nie zdaje sobie sprawy z tego, kiedy właściwie autorka postawia go przed faktem dokonanym, iż ci bohaterowie mają się ku sobie. Wręcz mimowolnie zaczynamy traktować Jeong Yun i Myeong-seo jako parę, a to naprawdę niesamowite uczucie. Jeszcze żaden autor nie potrafił wprowadzić mnie w taki stan, w którym wręcz oczywiste jest, że główni bohaterowie są ze sobą. W innych książkach była cała zakręcona historia o tym, jak to postacie mogły się na początku nienawidzić, a potem dopiero w sobie zakochać. Tutaj nie ma czegoś takiego. Jeong Yun i Myeong-seo są dla siebie wręcz stworzeni, a ich historia splata się ze sobą naprawdę idealnie, w bardzo rzeczywisty sposób. Zresztą całą powieść cechuje niesamowity realizm. Czytając, czułam się jakby te wszystkie wydarzenia rozegrały się naprawdę, a autorka była jedynie świadkiem ich przebiegu. Niesamowite uczucie. Niewielu pisarzy ma ten dar do łatwości kreowania i przekazywania czytelnikowi fabuły oraz do stworzenia realistycznych postaci.
Jedną z rzeczy, za które uwielbiam tę książkę jest fakt, że autorka nie stosuje żadnych upiększeń do ukazania czytelnikowi świata, który wykreowała w książce, a dodatkowo on sam niewiele rożni się od tego prawdziwego. To nie jest powieść o żadnych wyidealizowanych osobach, które są tak cudowne, że dostają Nagrodę Nobla za samo oddychanie. Shin Kyung-Sook przedstawia nam historię grupki przyjaciół, zwykłych ludzi, takich jak my, którzy muszą zmierzyć się z wieloma problemami, z którymi my sami możemy się spotkać. Niesamowicie brakowało mi takiej realnej książki, która byłaby świetna w swojej prostocie, a właśnie to otrzymałam w Będę tam. Dodatkowo przez całą powieść ani na chwilę się nie nudziłam. Niewiele jest takich lektur, które kompletnie mnie nie nudzą, a czytanie kolejnych rozdziałów przychodzi mi tak łatwo i lekko jak oddychanie. To nie jest kwestia tego, że przeczytałam tę książkę w jeden dzień od deski do deski. Dawkowanie takich historii jest wręcz zalecane, a ja nie spieszyłam się z poznawaniem kolejnych wydarzeń. Jednak nawet nie spostrzegałam się, kiedy docierałam do kolejnego rozdziału, nawet jeśli od pierwszego minęło około piętnastu kartek. Chyba jednak jestem stworzona do czytania koreańskiej literatury.
Będę tam to piękna opowieść o sile przyjaźni i miłości, która przebije nawet najpotężniejsze mury i poradzi sobie z problemami, które przecież każdego dnia spotykają ludzi w życiu. Ta książka ma niezliczoną ilość plusów, które sprawiają, że jest naprawdę świetna. Niestety nie można jej pochłonąć w dzień lub dwa, bo nad losami naszych bohaterów trzeba trochę pomyśleć i wczuć się w sytuację, w której sami się znajdują. Jeśli sięgamy po koreańskie powieści, to trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że w większości są w nich przedstawione historie niełatwe dla czytelnika i zmuszające go do myślenia. Jednak to jeden z wielu plusów takiej literatury, gdyż jest zdecydowanie niewiele powieści, które potrafią porwać czytelnika, a jednocześnie dać mu do myślenia. Ja jestem oczarowana stylem pisania Shin Kyung-Sook i nie mogę się doczekać przeczytania Zaopiekuj się moją mamą. Literatura koreańska to powiew świeżości, którego brakowało mi po duchocie i schematyczności zachodnich powieści.
Za możliwość przeczytania Będę tam serdecznie dziękuję wydawnictwu Kwiaty Orientu i portalowi A-G-W!
Czuję w kościach, że Twoja fascynacja literaturą koreańską powoli udziela się także mi. Niesamowite, że miałam pod ręką tak cudowne książki, ale bez Twoich tekstów, prawdopodobnie nawet bym na nie nie spojrzała :) Jak zwykle świetna recenzja ;) Pozdrawiam :***
OdpowiedzUsuńhttp://czytanie-i-ogladanie.blogspot.com/
Nigdy nie czytałam żadnej powieści z literatury koreańskiej, dlatego chętnie sięgnę po "Bede tam" :)
OdpowiedzUsuńLiteratura azjatycka nie jest już dla mnie całkiem obca, jednak z koreańską nie miałam jeszcze okazji się zapoznać. Wygląda na to, że warto byłoby to zmienić. Czym prędzej rozejrzę się za tą powieścią. Myślę, że przypadnie mi do gustu. ;3
OdpowiedzUsuńUwielbiam Azję, ale zdałam sobie sprawę, że nigdy nie miałam okazji zapoznać się z literaturą azjatycką, w tym koreańską. Abi, zainspirowałaś mnie, za co serdecznie Ci dziękuję. Pozdrawiam, Marcelina ;)
OdpowiedzUsuńMarzy mi się ta książka...
OdpowiedzUsuń