Oryginalny tytuł: Queen of Shadows
Autorka: Sarah J. Maas
Ilość stron:
Wydawnictwo: Uroboros
Kategoria: fantastyka
Wydanie polskie: 2016
Wydanie oryginalne: 2015
Cena z okładki: 49,90 zł
Ocena: 7/10
Celaena Sardothien straciła praktycznie wszystkich, na których najbardziej jej zależało. Dopiero niedawno odkryła swoje dziedzictwo i teraz musi odrodzić się jak feniks z popiołów i zawalczyć o to, co jest dla niej najważniejsze. Teraz narodziła się w niej Aelin, dziedziczka korony podbitego przez Adarlan Terrasenu. W kobiecie zaczyna rodzić się coraz większa chęć zemsty, więc wraca do Adarlanu, by zemścić się na tych, którzy tak bardzo ją skrzywdzili. Teraz nikt nie będzie bezpieczny.
Sarah J. Maas zachwyciła mnie tą serią już od pierwszego tomu. Prawda jest jednak taka, że od Szklanego tronu ta historia tak niesamowicie się rozwinęła, że czytelnik aż nie może uwierzyć w to, że pierwszy tom i ten czwarty to ta sama historia. Ja jestem pod wrażeniem wyobraźni Maas i na każdym kroku zaskakuje mnie to, co pojawia się w jej książkach. Tutaj również mnie mocno zaskoczyła i sprawiła, że nie byłam w stanie odłożyć Królowej cieni na bok.
Mamy tutaj ponad osiemset stron ciągłej akcji. Jak w poprzedniej części narzekałam trochę na to, że nie działo się tak wiele, to jednak w Królowej cieni dzieje się naprawdę niesamowicie dużo rzeczy. Nasze postacie zaczynają się rozwijać i zdawać sprawę z tego, kim tak naprawdę są, co podbudowuje czytelnika. Świetnie jest czytać o bohaterach, którzy wiedzą na czym stoją i potrafią uparcie dążyć do celu. Nie mamy tutaj do czynienia z szarymi myszkami, ale wszystkie postacie są bardzo waleczne i potrafią niesamowicie się rozwinąć w ciągu zaledwie jednej książki. Jestem pod wielkim wrażeniem tego, jak Maas snuje tutaj przed nami całą tę historię. Rozrosła się ona do naprawdę ogromnych rozmiarów, a czytelnik uwielbia tę serię za świetnych bohaterów, polityczne intrygi, szybką akcję, rozbudowany świat i nacisk na relacje przyjacielskie i rodzinne.
Jedyną rzeczą, na którą muszę się trochę poskarżyć to... główna bohaterka. Czasami miałam wrażenie, że to nie jest już ta sama Celaena, o której do tej pory czytaliśmy i którą tak uwielbialiśmy. Teraz na jej miejsce postawiła się nowa postać i szczerze mówiąc, wolałabym, żeby Maas stworzyła z tego dwie osobne bohaterki. Mam wrażenie, że wszystkie cechy Celaeny zostały od trzeciej części przełożone na Manon, która teraz stała się moją ulubioną bohaterką w tej powieści, więc żałuję, że nie było o niej aż tak wiele jak w Dziedzictwie ognia. Nie jestem do końca zadowolona z tego, co dzieje się z naszą główną bohaterką, jednak mam nadzieję, że może Maas wyprostuje to w kolejnych częściach. Na chwilę obecną jedynymi postaciami, które darzę niesamowicie ciepłymi uczuciami są Manon, Rowan i Aedion, czyli nikt z naszej początkowej grupy postaci. No cóż, miejmy nadzieję, że w kolejnych tomach niektóre sytuacje bardziej się wyprostują i będę mogła powiedzieć, że to jest dokładnie to, czego oczekiwałam po Maas.
Dalej jestem zakochana w przedstawieniu świata i w tym, że autorka skupia się w swojej powieści na tak wielu rzeczach. Cała seria jest naprawdę wielowątkowa i można byłoby stworzyć z niej tyle niesamowitych książek spin-off, że byłabym zachwycona, gdyby coś takiego się wydarzyło. Nie mogę nadziwić się tym, jak wybujała jest wyobraźnia autorki. Samo to, że ta seria tak ewoluowała od pierwszego tomu sprawia, że chylę czoła przed Maas i jestem jej bardzo wdzięczna za tę historię. Chyba w żadnej książce nie działo się tyle od czasu Korony w mroku. Dla mnie dalej druga część jest najlepszą i najbardziej zaskakującą, jednak Królowa cieni dzielnie walczyła o to miejsce. O wiele bardziej podobała mi się od Dziedzictwa ognia, jednak nie wszystkie elementy zaciekawiły mnie tak jak w poprzednich częściach. Jednak mimo wszystko jestem zachwycona tym, w jakim kierunku dąży cała ta fabuła i to sprawia, że jedyną książką, którą chcę mieć teraz w rękach jest piąty tom!
Królowa cieni podobała mi się bardziej niż trzeci tom i uważam, że to naprawdę udana kolejna część serii. Było kilka rzeczy, które mi się tutaj nie spodobały, jednak mam swoją teorię na temat wszystkiego i mimo wszystko jestem przekonana, że Maas ma jeszcze wiele asów w rękawie i porządnie zaskoczy nas w kolejnych częściach. Nie mogę się doczekać Empire of Storms i jestem przekonana, że zakocham się w tej powieści. Jeżeli jeszcze nie czytaliście Szklanego tronu to gorąco zachęcam do nadrobienia tego i pokochania twórczości Maas. Czekam z niecierpliwością na kolejne książki!
Za możliwość przeczytania Królowej cieni dziękuję księgarni internetowej BookMaster.
Kolejna książka, której nie znam i kolejna, którą muszę przeczytać...
OdpowiedzUsuńMÓJ BLOG
Czwarty tom czeka już u mnie na półce i mam zamiar go przeczytać w te wakacje :) Nie mogę się doczekać co przedstawi nam autorka w tej części!
OdpowiedzUsuńBuziaki ;*
bookowe-love.blogspot.com
Mam podobne odczucia co Ty jeśli chodzi o tą część książki :D Ta "nowa" Cealaena, a właściwie Aelin też niezbyt przypadła mi do gustu, przez co z początku gdy czytałam wątki z nią związane, robiłam to najszybciej jak mogłam, aby dotrzeć do wątków z Mannon i czarownicami, które uwielbiam. Również czekam z niecierpliwością na kolejne książki!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Natalia
Jak na razie przeczytałam około 70 stron tej powieści. I to było jakieś 1.5 tygodnia temu. Szczerze mówiąc, nie lubię serii stworzonej przez panią Maas, ale jednocześnie nienawidzę zostawiać niedokończonych serii. Oby "Królowa cieni" spodobała mi się bardziej niż "Dziedzictwo ognia", bo 3 część męczyłam miesiąc i była to najgorsza przeczytana przeze mnie książka w 2015 roku...
OdpowiedzUsuń